Największym wygranym startu, oprócz Maxa Verstappena, który utrzymał pierwszą pozycję, był Charles Leclerc. Monakijczyk wyprzedził Sergio Pereza i momentalnie znalazł się za holenderskim mistrzem świata.
Największym przegranym pierwszego kółka można za to nazwać Fernando Alonso, który kwalifikacje ukończył na świetnym piątym miejscu, ale drugie okrążenie otwierał na siódmej lokacie, za kierowcami Mercedesa. Do takiego obrotu spraw przyłożył się jednak Lance Stroll, który zaliczył kontakt ze swoim hiszpańskim kolegą z zespołu Astona Martina.
Po dziesięciu okrążeniach doszło do pierwszych zjazdów do alei serwisowej na zmianę opon. Dla większości z kierówców miał to być pierwszy z dwóch zjazdów, ponieważ właśnie taka strategia była przewidywana jako najszybsza.
Po siedemnastu kółkach wszyscy zawodnicy z czołówki mieli już założone świeże opony, a kolejność w klasyfikacji nie uległa zmianie. Warto jednak odnotować, że Red Bull zdecydował się na inną strategię niż ich rywale z Ferrari, Mercedesa czy Astona Martina. Zarówno w bolidzie Verstappena, jak i Pereza, założono bowiem komplet miękkich opon na drugi przejazd. Reszta czołówki zdecydowała się komplet twardej mieszanki.
Wybór miękkich opon oznaczał, że kierowcy Red Bulla na pewno jeszcze minimum raz zameldują się po zmianę opon, ponieważ wszyscy w czołowej dziesiątce startowali właśnie na miękkim ogumieniu.
Do kluczowego manewru pierwszej połowy wyścigu doszło na starcie 26. okrążenia. Wówczas w zakręcie numer jeden Perez wyprzedził Leclerca, przez co na dwóch pierwszych miejscach oglądaliśmy kierowców Red Bulla, a za nim duet Ferrari. Niestety w tym momencie wyścigu brakowało emocji. Stawka wyraźnie się podzieliła i nic nie zapowiadało wyrównanej końcówki i wielu manewrów.
Jakichkolwiek kontrowersji i problemów zabrakło także przy drugich zjazdach do alei serwisowej w celu zmiany opon po 30. okrążeniu. W czołowej czwórce nie doszło do żadnych roszad, a kierowcy na pierwszych pozycjach mieli około dziesięć sekund przewagi nad kolejnym rywalem.
Do walki dochodziło jedynie na kolejnych pozycjach, gdzie rywalizowali ze sobą kierowcy Mercedesa i Astona Martina. Dzięki temu mogliśmy oglądać chociażby łatwy manewr Lance'a Strolla na George'u Russelu oraz piękną walkę Fernando Alonso z Lewisem Hamiltonem.
Punktem kulminacyjnym wyścigu okazało się jednak 41. okrążenie, gdy poddał się bolid jadącego na trzecim miejscu Leclerca. Kierowca Ferrari zaparkował swój samochód na poboczu, przez co przez chwilę mogliśmy oglądać wirtualną neutralizację. Nikt jednak nie zdecydował się po raz kolejny zjeżdżać do swoich mechaników, a poza spadkiem Leclerca w klasyfikacji wyścigu nic nie uległo zmianie.
Nie był to jednak koniec problemów włoskiej ekipy z Maranello. Kierowcy Ferrari jechali po niemal pewnie trzecie i czwarte miejsce, a w kilka okrążeń okazało się, że mogą nie mieć żadnego reprezentanta w pierwszej czwórce. Na 46. kółku jadącego po najniższy stopień podium Sainza wyprzedził bowiem Alonso, a kierowca Ferrari musiał uciekać i odpierać ataki Hamiltona. Na jego szczęście Brytyjczyk stracił tempo i w dalszej części wyścigu nie mógł już dogonić Hiszpana.
Absolutnie żadnych emocji w tym wyścigu nie przeżywał za to prowadzący Max Verstappen. Holender bezproblemowo dojechał do mety na pierwszej pozycji i zaczął obronę tytułu mistrzowskiego w najlepszym możliwym stylu. Kilkanaście sekund za nim finiszował Sergio Perez, a swoje kolejne podium w Formule 1 wywalczył 41-letni Fernando Alonso. Sainz dojechał do mety na czwartej pozycji, jednak na pewno nie była to udana inauguracja dla Ferrari.