Ben Shelton nie może się już doczekać. Pokonanie drugiego z rzędu faworyta, Francesa Tiafoe, i zapewnienie sobie półfinału na US Open to już naprawdę wiele. Jednak o krok od finału młody amerykański tenisista zmierzy się z najlepszym: Novakiem Djokovicem.
"Przede wszystkim cieszę się, że mam dwa pełne dni wolnego. On, jak wiemy, jest skałą, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To będzie prawie niemożliwe wyzwanie".
Niby niemożliwe, ale młody pretendent zachowuje wiarę: "Może mam jedną przewagę: on mnie nie zna. Mam specyficzny styl gry, coś, czego zwykle nie widać na torze, mam nadzieję, że go zaskoczę".
Styl składający się ze świetnych uderzeń, ale także sporej radości. I beztroski. Dokładnie to, czego Djokoviciowi - jak sam przyznał - brakuje z powodu presji. A Shelton, który przed US Open miewał dołki formy, jest w swoim żywiole. "Naprawdę dobrze się bawię na korcie. Na przykład podczas meczu często gram z moim widzami - może się do mnie uśmiechają, żartują, gestykulują, ogólnie lubię wchodzić w interakcje z publicznością".
"I oczywiście lubię grać w tenisa, w pewnym momencie czwartego seta poszedłem po ręcznik, byłem zdruzgotany: upałem, bólem, zmęczeniem. Ale cieszyłem się tym. Ponieważ, pomyślałem: to najlepszy moment w mojej karierze, najlepszy moment, jaki przeżyłem na korcie tenisowym".
Mecz Sheltona z Djokoviciem zaplanowano na piątkowy wieczór.