W sobotę w tureckim Belek Legia Warszawa odbyła swój pierwszy mecz towarzyski podczas zgrupowania. Przeciwnika znała bardzo dobrze – to Ordabasy Taszkient. Mistrzowie Kazachstanu gwarantowali twardą i nieustępliwą grę, ale nie stworzyli zagrożenia legionistom, chyba że przy okazji spięć w polu.
Jedyna solidna okazja rywali zakończyła się strzałem wybitym sprzed bramki przed Yuriego Ribeiro, który występował w pierwszej połowie. Jak to często bywa, trener postawił na dwa całkowicie różne składy w każdych 45 minutach.
Zdecydowanie najwięcej działo się w pierwszej połowie, gdy nie tylko miała miejsce interwencja Ribeiro, ale również zwycięski gol. Trudno nazwać go pięknym, ale strzał Juergena Elitima z lewej strony pola karnego dał bramkarzowi rywali okazję do koszmarnego błędu, po którym niemal sam wpakował sobie piłkę do siatki.
Jak relacjonował obecny na miejscu Przemysław Langier z Goal,pl, doszło również do bardzo niecodziennej sytuacji, w której druga bramka – autorstwa Ryoya Morishity – nie została uznana przez sędziego. Gdy Japończyk zdołał pokonać bramkarza, arbiter wrócił do faulu, który miał miejsce za plecami strzelca.
Sam Morishita zrobił jednak bardzo dobre wrażenie, chwalili go nie tylko komentatorzy online, ale i asystent trenera Inaki Astiz. "Ryoya Morishita może grać na prawej i lewej stronie. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. Na razie jesteśmy na takim etapie, żeby każdy piłkarz łapał swoje minuty, dziś po 45. Dziś zaprezentował się również dobrze. Wiemy, że ma dynamikę, może dać zespołowi bardzo dużo i pokazuje to na boisku" – komentował Hiszpan.