Arsenal od półtorej dekady nie występował na tym poziomie rozgrywek, ale trafił na Bayern w wyjątkowo delikatnym momencie, w lidze odarty z szans na kolejny tytuł, z trenerem na wylocie. To szczególnie mogło napawać optymizmem głodnych sukcesu podopiecznych Mikela Artety, którzy na Emirates Stadium stanęli przed historyczną szansą. A stanęli, co dla nas istotne, z Jakubem Kiwiorem w wyjściowym składzie.
Sprawdź komplet statystyk meczu Arsenal-Bayern
Bayern prawie nie strzelał, a prowadził
Świadomi wagi dwumeczu, piłkarze obu zespołów nie forsowali tempa w pierwszych fragmentach i dopiero w 12. minucie temperatura gwałtownie wzrosła, gdy prawą stroną w ostatnią tercję wtargnął Bukayo Saka i znalazł miejsce przy obrońcach, by użądlić Bawarczyków, uderzając obok Neuera na wagę prowadzenia.
Przewaga przyszła nadspodziewanie łatwo i rozbudziła aspiracje Kanonierów, parę minut później z kilku metrów uderzał Ben White, tym razem zatrzymany przez niemieckiego bramkarza. Bayern nie miał choćby strzału w trybuny, dlatego tym większe zdumienie miejscowych spowodowało wyrównanie, które przytrafiło się z niczego. Strata w środku boiska otworzyła piłce drogę do Goretzki, a od niego do Gnabry’ego przed bramką. Ten nie pomylił się i przywrócił równowagę.
Przy tej sytuacji piłki nie zdołał utrzymać Jakub Kiwior, ale winić go trudno – dostał podanie z gatunku nie do przyjęcia. Za to przy drugim golu dla Bayernu, tuż po półgodzinie gry Polak zawiódł przy próbie zatrzymania Leroya Sane. Ten, przy zadziwiającej bezradności obrony Arsenalu, doszedł aż do pola karnego, gdzie Saliba faulował, dając Harry’emu Kane’owi okazję z 11 metrów. Snajper znany z niebieskiej części północnego Londynu z wielkim spokojem posłał piłkę w przeciwnym kierunku niż ruszył Raya.
Nie tylko prowadzenie dał jeden z byłych zawodników Tottenhamu, ale dodatkowo dał je Bayernowi w chwili, gdy Arsenal miał prawo uważać mecz za kontrolowany. To Kanonierzy parli na Bawarczyków, tymczasem już w 35. minucie mogli stracić trzeciego gola przy jednej z nielicznych kontr Bayernu. Ponownie szarżował Sane, tym razem obezwładniony przed bramką. Mistrzowie Niemiec dograli połowę z szacunkiem dla nadspodziewanie dobrego wyniku, podczas gdy londyńczycy jakby z potrzebą przegrupowania się w szatni.
Trossard wyrównał rachunki
Po zmianie stron Mikel Arteta zmienił również Jakuba Kiwiora, którego zastąpił Ołeksandr Zinczenko. Po stracie obu bramek z tej strony, zmiana nie może dziwić. Ponieważ jednak o poprawie gry nie było mowy, po godzinie pojawili się również Gabriel Jesus i Leandro Trossard. Nieoczekiwanie jednak to Bawarczycy byli bliżej podwyższenia, znacznie szybciej przenosząc piłkę w defensywną tercję Arsenalu.
Mogło się wydawać, że lepiej zmiany wykorzystał Thomas Tuchel, ale na kwadrans przed końcem zaprzeczyli tej tezie rezerwowi Jesus i Trossard. Pierwszy wziął na siebie obrońców i już w polu karnym wyłożył piłkę Belgowi, który przywrócił gospodarzom nadzieję golem na 2:2.
Korzystny wynik z wyjazdu próbował Bayernowi przywrócić Kingsley Coman, ale jego strzały były albo poza bramkę, albo – jak ten z 90. minut – kończyły na słupku. Akcja meczowa mogła należeć do gospodarzy, którzy pod koniec doliczonego czasu domagali się karnego po zderzeniu Saki z Neuerem. Sędzia nie dał im tej satysfakcji, o kolejne gole przyjdzie powalczyć na Allianz Arenie.
