Obie zawodniczki nigdy nie przeszły dalej niż właśnie do czwartej rundy Wimbledonu, w której spotkały się w niedzielny wieczór. W rywalizacji bezpośredniej lepszy bilans miała Polka (dwie wygrane), ale w jedynym dotąd wielkoszlemowym starciu górą była Belinda Bencic (US Open 2021). Tym ciekawiej zapowiadał się niedzielny pojedynek na korcie centralnym między pierwszą i 14. zawodniczką WTA.
Bencic nie do złamania w pierwszym secie
Świadoma gry ze zdecydowaną faworytką, Helwetka weszła bardzo agresywnie w pierwszego gema, co dało jej przewagę punktową przy podaniu Świątek. Polka, której zdarzają się wolniejsze starty, utrzymała jednak podanie i wygrała gema, a w następnym pomogły jej nerwy rywalki i pojawiły się pierwsze break pointy, od razu trzy. Szwajcarka obroniła je pewnie i wygrała gema, po czym Iga zgarnęła dwa swoje na sucho, ponownie nie wykorzystując szansy na przełamanie.
Bencic przy swoim podaniu regularnie oddawała punkty Polce, w dwóch gemach naraziła się na przełamanie, i mimo to zachowywała zimną krew. 22-latka nie miała tego problemu, w czterech gemach oddała Helwetce tylko dwa punkty. Coraz pewniejsza rywalka spróbowała ponownie zaatakować w dziewiątym gemie, skutecznie osiągając stan 30:30. Iga obroniła się, za to pomysłowość, precyzja i wachlarz możliwości Bencic mogły się podobać.
W 10. gemie Polka otrzymała kolejne dwie szanse na przełamanie, na wagę wygranej w secie. Rywalka raz jeszcze obroniła obie, w tym drugą fantastycznym lobem na linię. Podtrzymując obraz swojej gry z całego seta, Bencic zachowywała jasność umysłu nawet w podbramkowych sytuacjach. Szkoda sześciu niewykorzystanych break pointów, więcej rywalka Polce nie dała i doszło do tie-breaka.
14. rakieta świata stoicko wykorzystywała błędy liderki i weszła w tie-break koncertowo, szybko wychodząc na 4-0. Nerwy były po stronie Świątek, po jej vis-a-vis nie było widać stresu. Gdy po asie Helwetka wyszła na 6-1, Polka nie mogła pozwolić sobie już na żaden błąd. Udało się odrobić część strat, ale autowa piłka dała wygraną przeciwniczce.
Szwajcarka pękła na ostatnim punkcie?
Bezbłędna w kluczowych momentach Belinda niespodziewanie dała się przełamać w pierwszym gemie drugiej partii, już przy drugim break poincie. Zdecydował wzorcowy forhend Polki. Chwilę później było już 2:0 i wydawało się, że właśnie takiego otwarcia potrzebowała światowa jedynka. Słała kolejne winnery i zanosiło się na pójście za ciosem.
Niestety, prowadząc 3:2 Polka straciła swój serwis i wcale nie za sprawą wyjątkowo dobrej postawy przeciwniczki. Wkradły się nerwy i wyjście Bencic na prowadzenie 4:3 stało się prawdziwym testem dla faworytki. Ciężar psychologiczny ponownie spadł na nią, po drugiej stronie kortu zrobiło się znacznie lżej. Świątek swojego gema zamknęła drugim w meczu asem serwisowym, wyrzucając z siebie głośne „jazda!”.
Bencic pewnie wyszła na 5:4 i zaczął się gem „być albo nie być” dla Igi Świątek. Przeszła go niemal wzorcowo, posyłając piłkę na linię dwukrotnie, w co Bencic nie chciała uwierzyć bez challenge’u. Wciąż jednak nerwy zdawały się być po stronie Polki, zwłaszcza gdy Bencic wypracowała przewagę 6:5. Uśmiechnięta Bencic returnem wyszła na prowadzenie przy podaniu Świątek, a autowe zagrania Polki dało jej dwie piłki meczowe. Iga wytrzymała! Cztery punkty z rzędu dały Polce tie-break.
Tym razem to liderka zaczęła lepiej, posyłając forhend daleko poza zasięgiem rywalki. Żadna z zawodniczek nie mogła jednak wywalczyć punktu przy swoim serwie, co tylko wzmagało emocje. Dopiero Świątek wyszła na 4-2 i bardzo dobrym serwisem wymusiła błąd na przeciwniczce. Dodała do tego kolejny już bardzo udany forhend, a Bencic w końcu spaliła się na finiszu, wyrzucając piłkę przy zagrywce.
O jeden challenge za daleko?
Prawie było słychać spadający z barków Polki ciężar, bez którego swojego gema wygrała niemal momentalnie, na sucho. Tym samym odpłaciła rywalka popisowymi serwami. W trzecim gemie rzadko oglądany w tym meczu błąd podwójny Świątek doprowadził do równowagi, a rewelacyjny w niedzielę bekhend Bencic dał jej przewagę.
Po trzech błędach jej atak na gema skończył się niepowodzeniem, a błędy popełniała dalej. Dzięki temu Świątek – przy niewielkiej zasłudze własnej – otrzymała przełamanie na 3:1. Wiadomo było, że Szwajcarka ruszy agresywnie, by stratę odrobić. Zrobiła to, miała nawet przewagę, ale Polka obroniła prowadzenie. 26-latka wygrała swojego gema, ale i młodsza koleżanka nie ustąpiła, wychodząc na 5:2.
Szansa na zamknięcie meczu nie przyszła przy podaniu Bencic, za to w dziewiątym gemie – owszem. Zrobiło się nerwowo, gdy Polka straciła dwa pierwsze punkty, ale zdobyła trzy kolejne. Czwarty – doskonałym raz jeszcze forhendem – zamknął mecz! Nie bez kontrowersji, ponieważ sędziowie w ostatnim gemie raz mogli się pomylić na niekorzyść Bencic. Nie miała jak tego zakwestionować, ponieważ wykorzystała wszystkie szanse na challenge.