Światło czerwone. Po co być średnim?
Na początku było to zabawne, następnie stało się interesującą statystyką, ale po 12. remisie w 16 meczach tego sezonu nawet trener Aleksandar Vuković w programie LIGA PL Kanału Sportowego przyznał, że "To mało śmieszne". Podział punktów to wynik jak każdy inny. Kiedy zdarza się raz na jakiś czas, świadczy o tym, że widowisko było po prostu wyrównane. Ale kiedy pada zbyt często, wówczas sygnalizuje, że drużyna ma poważne problemy ze skutecznością lub podejmowaniem inicjatywy w ogóle. Od średnich drużyn jaką jest Piast oczekuje się, że będą tworzyć widowiska z równymi sobie, a dla mocniejszych zespołów będą trudnym rywalem. Natomiast obecnie ekipa z Gliwic po prostu jest, nie robiąc większej różnicy w lidze i nie dostarczając emocji, za które kibice płacą pieniędzmi i czasem.
Paradoksalnie najmniej w tej sytuacji należy winić samego szkoleniowca, który w tym samym wywiadzie przyznaje, że jego też to irytuje, bo przecież Piast znajduje się wśród zespołów tworzących najwięcej klarownych sytuacji. I ma rację. Co świadczy o tym, że obrana przez niego taktyka jest właściwa, ale sam za swoich zawodników nie umieści piłki w siatce. Czas na wyrwanie się z macek przeciętności.
Światło pomarańczowe. Każdy ma swoje zadania
Pomówiliśmy o obowiązkach ligowych średniaków, czas na omówienie powinności arystokracji. Być może to przypadek, ale niemal wszyscy faworyci do zdobycia tytułu mistrzowskiego stracili w tej kolejce punkty. A dodatkowo uczynili to z zespołami, z którymi powinni wygrywać pewnie albo przynajmniej w ogóle. To pokazuje większy problem, czyli brak stabilności formy. Legia ma dwie twarze, potrafi ograć Aston Villę i przegrać ze Stalą Mielec, Raków słabszej dyspozycji na ligowych podwórkach nie rekompensuje nawet w europejskich pucharach, a Lech po braku awansu do Ligi Konferencji z taką kadrą miał mieć autostradę do pierwszego miejsca. Tymczasem wszystkie te ekipy zatracają skuteczność, koncentrację i pewność siebie.
Szkoda, bo fani znów dostają informację, że w Polsce nie da się tworzyć i rozwijać drużyny kompletnej, która będzie umiała łączyć grę w rozgrywkach ligowych i europejskich. Że zawsze trzeba coś wybrać i nie łudzić się, że w końcu powstanie jakościowy zespół, który zacznie notować regularny progres. Ktoś powie, że tak jest również w topowych ligach. Jednak my od polskich zespołów nie wymagamy wygrania Ligi Mistrzów czy nawet Ligi Konferencji. Chodzi o dobrą postawę, maksymalne wykorzystywanie potencjału i przewidywalność w pozytywnym znaczeniu. Ale może to był tylko przypadek...
Światło zielone. Wskazuje kierunek całej Polsce
W poprzednim akapicie użyłem sformułowania "niemal wszyscy faworyci", bo jest jeden który robi swoje i pokazuje, jak to powinno wyglądać. Czy to był kolejny "wygodny" mecz dla Śląska, w którym rywal położył się i czekał na wyrok? Nie. A czy zawodnicy z Wrocławia musieli się namęczyć i nagłówkować, by wywieść z trudnego terenu trzy punkty? Tak. Czy trener Jacek Magiera pozwala swoim graczom pozostać w strefie komfortu, wystawia zawsze ten sam skład i liczy na to, że kryzys przyjdzie jak najpóźniej? Nie. Czy WKS sięgnie po mistrzostwo? Nie wiadomo, ale przynajmniej robi naprawdę wszystko, by sprawić tę niespodziankę.
Czapki z głów przed szkoleniowcem, który potrafił wydobyć z zespołu wszystko co najlepsze, choć przed powtórnym jego objęciem wcale nie znajdował się w najlepszej sytuacji. Brawa dla Erika Exposito, który haruje dla drużyny, a nie jedynie czeka w polu karnym na obsługę ze strony kolegów.
Warto to docenić, ale właśnie dlatego wcześniej ponarzekałem na innych. Czy nie byłyby to wspaniałe rozgrywki, gdyby czołówka prezentowała się podobnie? Aż ciarki przechodzą. Ale to wciąż dobry moment, by wziąć przykład z wrocławian.