Zmarnowane okazje psują mecz Cracovia – Lech

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Zmarnowane okazje psują mecz Cracovia – Lech

Mecz przyjaźni był festiwalem niewykorzystanych okazji.
Mecz przyjaźni był festiwalem niewykorzystanych okazji.Profimedia
Uderzali niemal z każdej strony, ale nic nie ustrzelili – tak można by podsumować mecz przyjaźni pod Wawelem. Lech co prawda miał piłkę częściej i znacznie lepiej podawał, ale może się cieszyć, że wywozi punkt z Krakowa.

Spotkanie Cracovii z Lechem był dopiero drugim w tym sezonie, podczas którego gospodarzom udało się prawie szczelnie wypełnić trybuny. Pusty był jedynie sektor gości, bo – jak na mecz przyjaźni przystało – fani z Poznania zajęli miejsca obok przyjaciół w sektorach Cracovii.

W ligowej tabeli zespoły też są blisko siebie, ale dla aktualnych mistrzów z Poznania bycie średniakiem to jednak powód do wstydu. Zwłaszcza świeżo po odpadnięciu z Pucharu Polski. Tu zresztą losy obu klubów znów się łączą, bo i Cracovia wypadła z turnieju tysiąca drużyn. Obie drużyny miały więc co nadrabiać w niedzielny wieczór, ale żadnej się to nie udało.

Statystyki zdecydowanie przemawiają za gośćmi: znacznie większe posiadanie piłki, o prawie 100 celnych podań więcej. Jednak wystarczy obejrzeć skrót meczu, by zdziwić się, jakim cudem po 95 minutach na tablicy wciąż było 0:0. I owszem, Cracovia miała zdecydowanie więcej okazji do objęcia prowadzenia.

Kanonada rozpoczęła się późno, bo dopiero w 24. minucie. Najpierw niecelnie Kakabadze, później wprost w bramkarza Konoplanka, a potem długo nic wartego uwagi. Lech na swoją pierwszą dobrą akcję kazał kibicom czekać aż do 66. minuty, ale Ishaka zablokował Kakabadze.

Patryk Makuch Show

Dwie minuty później piękne uderzenie Makucha równie pięknie wybronił Bednarek. Młody napastnik nie zraził się, wręcz przeciwnie. W 70. minucie uderzył z przewrotki i tylko rykoszet uratował Lecha. W 75. minucie uderzał ponownie, ale gdy wystarczyło tylko dołożyć nogę, Makuch spudłował. Zaledwie 4 minuty później strzelał znów, ale czujność uratowała bramkarza Lecha.

W ostatnich 30 minutach sporo działo się też pod bramką Cracovii, głównie za sprawą zwrotnego Skórasia. Jednak żaden jego pomysł na rozegranie nie okazał się skuteczny – brakowało wykończenia przez kolegów.