Ruch na stałe na Śląskim? Pomysł marszałka karkołomny, lepszy niż nic

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Ruch na stałe na Śląskim? Pomysł marszałka karkołomny, lepszy niż nic
Ruch na stałe na Śląskim? Pomysł marszałka karkołomny, lepszy niż nic
Ruch na stałe na Śląskim? Pomysł marszałka karkołomny, lepszy niż nic
Profimedia
Po smutnym fiasku rozmów nad organizacją jednego meczu Ruchu Chorzów na Stadionie Śląskim, marszałek województwa niespodziewanie wpadł na inny pomysł: niech Niebiescy grają wszystkie mecze w Kotle Czarownic. Ten pomysł nie ma sensu, a jednak jest lepszy niż nic.

Jak powiedział na antenie Radia Piekary marszałek województwa Śląskiego Jakub Chełstowski, bezdomny dziś Ruch Chorzów mógłby zacząć regularnie grać na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

Dzielenie areny z Piastem Gliwice okazuje się wyjątkowo problematyczne, nawet jeśli fani Ruchu zapełniają stadion w innym mieście do ostatniego miejsca. Ofiarą gry dwóch klubów padła murawa, której ratowanie pomiędzy meczami nie daje zadowalających efektów.

"Jestem przekonany, że da się znaleźć takie rozwiązanie prawne i finansowe, by Ruch od przyszłego sezonu mógł grać ligowe mecze na Śląskim. Samorząd regionalny zadba o zabezpieczenie bieżni. Stać nas na to, by je zakupić, jeśli oczywiście sejmik się zgodzi. Klub musi wziąć na siebie standardowe koszty ochrony. To superpomysł, by stadion co dwa tygodnie żył tym, co najlepsze, czyli piłką" – zadeklarował marszałek Chełstowski.

To, co sam nazwał superpomysłem, wcale takie super nie jest. Ruch nie ma zapotrzebowania na tak duże trybuny (ponad 55 tysięcy miejsc – przyp. red.), a próg opłacalności dla planowanego do niedawna meczu Ruch-Wisła udałoby się osiągnąć przy widowni ponad 30 tysięcy osób. Jednorazowo Niebiescy jak najbardziej mają potencjał na taką widownię, nawet znacząco wyższą. Ale tydzień po tygodniu żaden polski klub nie przyciągnąłby tylu widzów. Nie bez żmudnego budowania frekwencji.

Zanim tę można by zbudować, trzeba jeszcze pokryć koszty przygotowania Śląskiego i spełnić oczekiwania służb. Organizacja meczu przy przyjaźni z Wisłą Kraków nie stanowiła problemu pod kątem bezpieczeństwa, ponieważ nie trzeba było sektora gości, osobnych dróg dojścia i kolejnych setek metrów wysokich płotów. Grając więcej meczów na Śląskim, trzeba by przeorganizować jego przestrzeń za kolejne miliony, niezależnie od pokrycia kosztów zabezpieczenia bieżni.

Dlaczego nie doszedł do skutku mecz Ruch-Wisła?

Planowany na 22 kwietnia pojedynek z Białą Gwiazdą miał być świętem dla Niebieskich. Imprezy z rekordową widownią chciał i klub, i operator stadionu, ale doszło do kolizji w kalendarzu wydarzeń. W lipcu na Śląskim ma się odbyć kolejny mityng Diamentowej Ligi. Ruch zgodził się pokryć koszty ewentualnych napraw w przypadku jakichkolwiek uszkodzeń spowodowanych przez kibiców.

Mecz jest jednak pod koniec kwietnia, więc teoretycznie mogłoby braknąć czasu na prawidłowe usunięcie usterek. Ani Stadion Śląski, ani Ruch Chorzów nie byli w stanie zagwarantować naprawy na czas, a ryzyko przeniesienia Diamentowej Ligi spowodowałoby straty nie do udźwignięcia dla żadnej ze stron. Mecz odbędzie się w Gliwicach, co spowodowało lawinę kpin ze strony kibiców.

W tym kontekście pojawia się pytanie, jak Stadion Śląski miałby pogodzić kalendarz swoich wydarzeń – w tym lekkoatletyki czy koncertów – z meczami piłkarskimi. To oczywiście możliwe, ale nie bez inwestycji w infrastrukturę, która pomogłaby drugiemu największemu obiektowi sportowemu w Polsce na większą elastyczność. Kto je poniesie?

Dla Ruchu gra przy w większości pustych trybunach (bo na Śląskim nawet 20 tysięcy to mało) wcale nie musi być opłacalna. Dla Stadionu Śląskiego organizowanie wydarzeń z wynajmem obiektu po preferencyjnej stawce (inaczej Ruchu nie byłoby stać w ogóle) może oznaczać więcej wyzwań niż korzyści. Dlatego wiele może zależeć od tego, ile marszałek jest w stanie wydać, by pomóc jednym i drugim.

Jego propozycja nie jest idealna, a jednak alternatywy mogą nie okazać się o wiele lepsze. W grę wchodzi przecież dalsza gra w Gliwicach, gdzie stawka za wynajem przekracza 100 tys. złotych za mecz (więcej niż na Śląskim za proponowany mecz z Wisłą, ale przy znacznie niższych kosztach towarzyszących) oraz powrót na własne śmieci.

Powrót na Cichą? O tym cicho

Wybór między dwoma nieoptymalnymi stadionami wziął się z tego, że historyczny dom 14-krotnych mistrzów Polski zwyczajnie się sypie. Właśnie rusza demontaż trzech pozostałych masztów oświetleniowych przy Cichej. Przed nowym sezonem mają stanąć nowe "świeczki", ale one nie wystarczą, by grać u siebie w sezonie 2023/24 w Ekstraklasie, do której Ruch chce awansować. Do tego konieczna byłaby inwestycja w granicach 25 milionów.

Taki stadion obiecał Ruchowi Andrzej Kotala w 2013 roku. Miał kosztować 113 milionów. Po latach odkładania kosztuje 200+
UM Chorzów

Koszmarne zaniedbania chorzowskiego stadionu są bezpośrednim skutkiem decyzji prezydenta Kotali, który od dekady odkłada w czasie budowę nowej areny piłkarskiej. Ponieważ niedawno kibice Ruchu zaczęli na spotkaniach przedwyborczych pytać o tę sprawę Donalda Tuska, a ten publicznie skrytykował prezydenta, do kwestii odniósł się sam Andrzej Kotala.

Jego odpowiedź nie pojawiła się na oficjalnym profilu prezydenta Chorzowa – gdzie blokuje komentarze pod wpisami o Ruchu Chorzów, by uniknąć gniewu fanów – a na prywatnym koncie na Facebooku. Czego można się z niej dowiedzieć? Chorzów nie ma pieniędzy na nowy stadion, który ma kosztować sporo ponad 200 milionów. Samorządowiec nie wspomina jedynie o tym, że w czasach, gdy wycena tego samego projektu była prawie o połowę niższa, on co roku znajdował jakiś powód, by inwestycji nie przeprowadzić.

"Tych pieniędzy w budżecie nie ma. Jedynym wyjściem jest kredyt oraz ograniczenie innych inwestycji w mieście. To obecnie jedyna, realna droga, by Niebiescy mogli jak najszybciej wrócić na Cichą" – mogą przeczytać kibice.

Kluczową część stanowi "jak najszybciej", ponieważ to wcale nie oznacza szybko. Nawet budowa etapami oznacza od kilku do kilkunastu miesięcy na każdy etap, a wcześniej konieczne są procedury związane ze zmianami w dokumentacji czy przetargiem. Może się zatem okazać, że dylemat "Gliwice czy Śląski" zostanie jedynym realnym na dłużej.