Legia Warszawa traci punkty z Wartą Poznań, sobota fatalna dla faworytów

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Legia Warszawa traci punkty z Wartą Poznań, sobota fatalna dla faworytów
Legia Poznań traci punkty z Wartą Poznań, sobota fatalna dla faworytów
Legia Poznań traci punkty z Wartą Poznań, sobota fatalna dla faworytówProfimedia
Legioniści zdołali odrobić dwie bramki straty, ale trzeciej – na wagę zwycięstwa – Warta strzelić sobie nie pozwoliła. Wicemistrzowie Polski dołączają więc do Rakowa i Pogoni Szczecin, solidarnie tracąc punkty w sobotę.

Warta Poznań jest znana jako rywal trudny do złamania, nawet jeśli ostatnio udało się to Puszczy Niepołomice. Dodatkowo, przyjazd Zielonych do Warszawy zbiegł się z wzniosłą okazją 50-lecia Żylety, a kiedy ostatnio Legia grała w podniosłym momencie (hit z Lechem w niepodległościowy weekend), presja oczekiwań zdawała się pętać nogi piłkarzom.

I właśnie takie wrażenie można było odnieść po pierwszych kilku minutach sobotniego hitu Ekstraklasy. Najgroźniejszy długo – prawie do końca pierwszej połowy – był centrostrzał Patryka Kuna z początkowych fragmentów. Przyjezdni wykorzystali to z zimną krwią, gdy w 7. minucie Tomas Prikryl strzelił wprost w ręce Tobiasza. Ten piłkę wybił… wprost po nogi napastnika. Dobitka spokojnie minęła bramkarza przy dalszym słupku.

Trudny start nie oznaczał porażki, ale po kwadransie gry najciekawsze po stronie Legii były fajerwerki na Żylecie, które spowodowały ok. 10 minut przerwy w grze. Trenerzy dostali okazję na nowe instrukcje, jednak Legia wciąż robiła za mało, by pokonać Adriana Lisa

W 34. minucie blisko wydawał się Muci, ale spalił. Tymczasem parę minut później doszło do analizy VAR i sędzia Damian Kos podyktował karnego dla Warty! Marton Eppel nie pomylił się i atmosfera stała się znacznie gęstsza, choć wciąż głośna.

Legia skończyła podstawowy czas z wynikiem 0:2, ale do szatni bez gola nie zeszła. W doliczonym czasie Muci upadł w polu karnym i teraz to gospodarze otrzymali jedenastkę. Josue wykonał ją idealnie – Lis rzucił się w złą stronę, ale nawet gdyby wyczuł intencje strzelca, miałby spore problemy. 

Dopiero w tym momencie Legia dostała zastrzyk adrenaliny i kolejnych kilka minut gnębiła Wartę w jej polu karnym. Zieloni dotrwali do przerwy. Ponieważ Warciarze nie strzelili więcej niż dwóch goli od kwietnia, należało się spodziewać oddania inicjatywy Legionistom i wyczekiwania nisko na szansę do kolejnego ciosu z kontry. 

Tak też wyglądała gra po powrocie obu drużyn: Wojskowi napierali, a poznaniacy starali się wybijać ich z rytmu. Udawało się to nieco ponad kwadrans, ale w 63. minucie wyrównać zdołał Ernest Muci. Albańczyk delikatnie trącił tylko piłkę, a ta wtoczyły się przy dalszym słupku.

W 79. minucie Adrian Lis musiał wykazać się refleksem, broniąc niesygnalizowany strzał Guala po błyskawicznej wymianie. Chwilę później Hiszpan uderzał niecelnie, ale trzeba poznaniakom oddać, że nie dopuścili do wielu takich sytuacji, zwykle wcześniej przerywali próby ataku i nie pozwalali Legii nabrać impetu. 

Każda upływająca minuta działała na korzyść Warty, dla której punkt był cenną zdobyczą przy Łazienkowskiej. W doliczonym czasie Zieloni zdołali przenieść grę na połowę Legii. Nie spieszyli się tam z atakiem, choć Pleśnierowicz doszedł do główki mijającej bramkę o metr. Już po upływie doliczonych pięciu minut strzelał z ostrego kąta Szmyt, ale największą jego zaletą był fakt, że Adrian Lis po drugiej stronie boiska miał spokój. Nic więcej się nie wydarzyło, w trzecim sobotnim meczu trzeci z faworytów stracił punkty!