Przed sobotnim pojedynkiem Wisła-Polonia oba kluby były sąsiadami w tabeli. Niestety nie w tych rejonach, gdzie chcieliby je widzieć kibice – po sześciu kolejkach Nafciarze i Czarne Koszule mieli po zaledwie sześć punktów. Zwłaszcza od gospodarzy oczekuje się znacznie więcej, w końcu jeszcze niedawno grali w najwyższej lidze, a o tej porze rok temu byli nawet w czołówce Ekstraklasy.
Właśnie do lepszych czasów chcieli nawiązać płoccy piłkarze od pierwszych minut, zdecydowanie biorąc na siebie tworzenie sytuacji. Efekty przyszły bardzo szybko, już w 9. minucie Marcin Biernat strzelił pierwszą bramkę. Jego uderzenie głową wybronił jeszcze Mateusz Kuchta, ale z dobitką nogą nie dał sobie rady.
Po 25 minutach gry prowadzenie Wisły Płock było już zdecydowanie bardziej komfortowe, gdy Chrupałła z prawego skrzydła precyzyjnie znalazł Łukasza Sekulskiego w polu bramkowym. Ten wyszedł optymalnie i musiał tylko dołożyć nogę, by wyprowadzić swój zespół na 2:0.
Na przerwę gospodarze schodzili w bardzo dobrych nastrojach i choć w drugiej połowie Polonia podniosła poprzeczkę, to szybko została skarcona. Po kilku minutach gry sędzia wskazał na wapno, do piłki podszedł Sekulski i choć Kuchta go wyczuł, to strzału z karnego nie obronił.
Na 20 minut przed końcem Sekulski mógł świętować hat-tricka, ale tym razem golkiper Polonii był górą – obronił drugi rzut karny i nie pozwolił gospodarzom świętować wygranej wyższej niż 3:0. Co dla Polonii znaczenie ma najwyżej psychologiczne, punktów do Warszawy wciąż zawiozła zero. Po drugiej z rzędu porażce Czarne Koszule wiszą dwa punkty nad strefą spadkową, a Nafciarze są już w środku tabeli.
Wysoka wygrana to wymarzone otwarcie nowego stadionu, na który w sobotę wybrało się aż 13 504 kibiców. Płocczanie w sobotę zaliczyli swój pierwszy mecz bez straty gola od maja i pierwszą wygraną trzema bramkami od sierpnia zeszłego roku.