Na wypełnionym po brzegi Tottenham Hotspur Stadium od samego początku spotkania czuć był derbową atmosferę. Presja i oczekiwania kibiców, a także potrzeba gromadzenia punktów sprawiły, że drużyny od razu narzuciły wysokie tempo gry. Akcja przenosiła się z jednej połowy na drugą, a ozdobą pierwszych minut spotkania były dynamiczne rajdy skrzydłowych obu zespołów.
I właśnie po jednej z takich akcji padła pierwsza bramka meczu. Bukayo Saka otrzymał świetne podanie na prawą stronę boiska i pomknął w stronę bramki gospodarzy. 21-latek zatrzymał piłkę tuż przed linią końcową i z tego miejsca próbował posłać dośrodkowanie w pole karne, jednak po jego kopnięciu piłka odbiła się od Ryana Sessegnona. Nieznaczna rotacja zmyliła nieco Hugo Llorisa, który mimo próby złapania futbolówki wrzucił ją do siatki! Arsenal objął prowadzenie, a bramkarz miał do siebie sporo pretensji. Jego interwencja rzeczywiście była wyjątkowo pechowa.
Chwilę później Francuz zrehabilitował się, broniąc mocne i celne uderzenie Martina Odegaarda. Z kolei w 24. minucie po pięknym strzale Thomasa Parteya uratował go słupek.
Co jednak nie wyszło Norwegowi wcześniej, udało się w 36. minucie. Golkiper Kogutów długo zwlekał z wybiciem piłki od własnej bramki. Ta dosłownie na chwilę trafiła na drugą połowę boiska, a następnie błyskawicznie wróciła pod nogi Odegaarda, który tym razem idealnie przymierzył z dystansu. Zespół Tottenhamu wyglądał na zupełnie rozbity, z kolei piłkarze Mikela Artety nabrali wiatru w żagle. Zdenerwowany Antonio Conte czekał już tylko na przerwę, aby zmienić coś w grze swojej drużyny, gdyż nawet strzał Harry'ego Kane'a okazał się zbyt słaby.
Konsekwentny Arsenal, Koguty bez pazura
Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania Anglik uderzył drugi raz, ale ponownie czujność zachował Aaron Ramsdale. Bramkarz nie dał się pokonać również kilkadziesiąt sekund później, kiedy strzał oddał Sessegnon.
W kolejnych minutach Tottenham szukał swoich szans, ale piłkarze nie mieli pomysłu na skruszenie muru złożonego z obrońców Kanonierów. Dlatego trener gospodarzy w 71. minucie posłał na plac gry Richarlisona. Zadaniem Brazylijczyka było rozruszanie ofensywy zespołu dzięki niekonwencjonalnym zagraniom, które mogłyby w końcu zaskoczyć rywali. W tym celu na murawie pojawił się także Ivan Perisic.
Od tego momentu inicjatywę rzeczywiście przejął zespół gospodarzy, jednak nic z tego nie wynikało. Tego dnia zawodnikom Kogutów niewiele wychodziło, momentami popełniali naprawdę proste błędy. Arsenal do końca kontrolował przebieg spotkania i ze stadionu przeciwnika wywozi kolejne trzy punkty.