W Brighton świętują, Chelsea pokonana w kwadrans

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

W Brighton świętują, Chelsea pokonana w kwadrans

Pierwsza od 1933 wygrana Brighton nad Chelsea stała się faktem.
Pierwsza od 1933 wygrana Brighton nad Chelsea stała się faktem.GLYN KIRK / AFP
Tylko 14 minut potrzebowali zawodnicy Brighton & Hove Albion, by upokorzyć rywali z Londynu. Do przerwy było już 3-0, a mecz skończył się wynikiem 4-1, powodując wybuch radości na trybunach.

O formie obu drużyn w ostatnich meczach można powiedzieć, że była na dwóch przeciwnych biegunach. Drużyna z Brighton nie wygrała od początku września, z kolei Chelsea nie przegrała żadnego meczu od końcówki sierpnia.

Żeby było ciekawiej, właśnie we wrześniu dotychczasowy trener Brighton Graham Potter przeszedł do Chelsea po latach spędzonych pod skrzydłami Mew. Zatem Potter w Chelsea jeszcze nie przegrał, a nowy trener Albionu Roberto de Zerbi dotąd nie wygrał.

Dodatkowo, Chelsea nie przegrała z Brighton & Hove Albion żadnego meczu od 1933 roku, a w rozgrywkach ligowych po prostu żadnego. Do dziś...

Gospodarze na Amex Stadium ruszyli do ataku od pierwszych minut, a obrona Chelsea zdawała się nie nadążać. Efektem tego był pierwszy gol dla gospodarzy już w 5. minucie, strzelony przez Leandro Trossarda potwierdzającego dobrą formę. Chwilę później, w 14. minucie, było już 2-0 po kornerze zamienionym na bramkę – przypadkowo – przez pomocnika Chelsea Loftus-Cheeka.

Londyńczycy próbowali otrząsnąć się z widocznego szoku. Pewnie pomogłoby im omówienie strategii w szatni, ale zanim pierwsza połowa się skończyła, The Blues w 42. minucie stracili trzecią bramkę. W dodatku już drugą po golu samobójczym, tym razem trafił Chalobah.

Mimo to w przerwie coś wyraźnie „zatrybiło” u przyjezdnych, bo zaraz po wyjściu na drugą połowę Kai Havertz zdołał trafić do bramki gospodarzy. Chelsea walczyła o gola kontaktowego, ale uskrzydlone Mewy skutecznie przełamywały falę ofensywną.

Nie pomogła wymiana skrzydłowych. Na domiar złego, gdy losy meczu wydawały się już przesądzone, Pascal Gross usunął „wydawały się” strzałem na 4-1. Nic dziwnego, że na Amex po meczu trwała impreza: