Lechia stała, więc ją rozjechali. Na trybunach głośne "Raków mistrz"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Lechia stała, więc ją rozjechali. Na trybunach głośne "Raków mistrz"
Lechia stała, więc ją rozjechali. Na trybunach głośne "Raków mistrz"
Lechia stała, więc ją rozjechali. Na trybunach głośne "Raków mistrz"Jakub Ziemianin, Raków Częstochowa
Bezlitośni na swoim gruncie piłkarze Rakowa nawet w zmienionym składzie nie mieli z Lechią problemów. Pomorzanie są coraz bliżej spadku, częstochowianie – upragnionego mistrzostwa.

W piątkowy wieczór Raków Częstochowa wiedział już, że nie będzie tego dnia świętować mistrzostwa. Po wygranej 2:0 Legii z Wisłą Płock nawet grad bramek w Częstochowie nie dałby jeszcze pewności tytułu. Swoje jednak trzeba było zrobić, czyli wygrać z Lechią i jednocześnie nie kłopotać kluczowych zawodników przed wtorkowym finałem Pucharu Polski.

Podobnie jak w Warszawie, w Częstochowie oglądaliśmy więc mecz wolny, by nie powiedzieć senny. Nic zresztą dziwnego, Ivi Lopez został na ławce, a o sile ofensywnej Rakowa miał stanowić Fabian Piasecki. Przez dłuższy czas wydawało się, że najciekawszym momentem pierwszej połowy będzie niespodziewana zmiana kontuzjowanego Bartosza Nowaka na Bena Ledermana. 

Raków nie strzelał, Lechia nie strzelała. Gra toczyła się w środku pola, a bezzębni ofensywnie gdańszczanie nie podkręcali tempa, co Rakowowi było na rękę. Wreszcie jednak Bogdan Racovitan doskonale wypatrzył wybiegającego Fabiana Piaseckiego i zagrał do niego z głębi swojej połowy. Piasecki piłkę przyjął i błyskawicznie przelobował stojącego przed bramką Buchalika w bramce Lechii

Biorąc pod uwagę, z jak ogromnym mozołem Lechii szło tworzenie czegokolwiek w okolicach bramki gospodarzy, gol do szatni wydawał się być gwoździem do trumny przyjezdnych. A jeśli fani z Pomorza w sektorze gości liczyli na powrót w drugiej odsłonie, to piłkarze szybko ich z błędu wyprowadzili. Biało-Zieloni w drugiej połowie oddali tylko jeden strzał, ale i on minął światło bramki.

Za to gospodarze – których kibice już skandowali hasło "Raków mistrz" – nie zamierzali się zatrzymać nawet pomimo dużych rotacji w składzie. Zresztą, bezradna ofensywa Lechii oraz zbyt statyczna obrona zapraszały częstochowian pod pole karne gdańszczan. Na kwadrans przed końcem Fran Tudor doskonale przeciął podaniem obronę, a do piłki przed bramką doskoczył Władysław Koczerhin i bez problemu strzelił na 2:0.

Minęło ledwie pięć minut, a Medaliki dołożyły trzecią bramkę, rozgrywając piłkę między zawodnikami Lechii jak na treningu. I choć strzał Giannisa Papanikolaou szczęśliwie odbił się od obrońcy, a Buchalik miał go na rękach, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Lechia zwyczajnie prosiła się o kolejne gole.

David Badia próbował ratować wynik zmianami, ale nawet wymiana całej ofensywy nic mu nie przyniosła. Za to zmiany Marka Papszuna okazały się zdecydowanie skuteczniejsze. Wprowadzony w drugiej połowie Vladislavs Gutkovskis dołożył ósmego gola ligowego w tym sezonie już w doliczonym czasie gry. Fantastycznie dogrywał mu zewnętrzną częścią stopy Marcin Cebula, a Łotysz wcisnął piłkę między bramkarza i słupek.

Raków pozostaje liderem tabeli w PKO BP Ekstraklasie, utrzymując 11 punktów przewagi nad Legią Warszawa. Lechia z kolei ma sześć punktów straty do pierwszego bezpiecznego miejsca jeszcze zanim jej rywale wybiegli na boisko w 30. kolejce. Sytuacja ze złej zrobiła się więc dramatyczna, a wizja gry w Fortuna 1 Lidze od nowego sezonu jest coraz bardziej realna.