Wyjazdowy mecz ze Spartakiem Trnawa nie miał być wielkim faworytem. Fenerbahce przyjechało na Słowację jako murowany faworyt i kwestią dyskusyjną wydawało się, iloma bramkami przegrają miejscowi.
Ogromna różnica potencjałów nie pozwoliła jednak uzyskać prowadzenia aż do 70. minuty, gdy wynik otworzył Joshua King. 31-letni Norweg po raz drugi wpakował piłkę do siatki 11 minut później i wyglądało na to, że Kanarki mają komfortową przewagę.
Komfort zmniejszył im jednak Kelvin Ofori z Ghany, który w 88. minucie dał Spartakowi gola kontaktowego. Zaledwie minutę później odpowiedział Sebastian Szymański. Polski pomocnik był ostatnim zawodnikiem przyjezdnym i dobijał na raty, wykonując przy tym efektowny taniec. Piłka wpadła i 24-latek miał podstawy do radości. Niestety, chwilę później VAR dopatrzył się przy tej akcji spalonego.
Dla Polaka nie był to wielki mecz, po ostatnich występach dostał szansę odpoczynku i wszedł dopiero po ponad godzinie gry. Poza powyższą akcją zaliczył łącznie tylko 10 podań, z czego osiem celnych i jedno kluczowe, które mogło doprowadzić do gola. Gdyby sędzia uznał trafienie Szymańskiego, byłby to już dziewiąty jego gol w barwach wicemistrzów Turcji i czwarty w trzech ostatnich meczach. Nie jest, a jednak dyspozycja zawodnika cieszy.
Co ciekawe, nieuznany gol Szymańskiego to jeden z dwóch goli Fenerbahce anulowanych w końcówce, drugiego w 98. minucie strzelił Dusan Tadić. Nawet bez trafień Szymańskiego i Tadicia przyjezdni wygrali jednak 2:1 i mają po dwóch kolejkach komplet punktów jako jedyni w Grupie H Ligi Konferencji.
Na drugą siłę tej grupy wyrasta zgodnie z planem Nordsjealland, który w swoim meczu rozgromił Łudogorca Razgrad aż 7:1. Cały mecz w drużynie z Bułgarii zaliczył Jakub Piotrowski. I choć pomocnik był jednym z najlepszych w swoim zespole, to przy takim wyniku trudno o zadowolenie.