W czwartek o poranku Jan Zieliński opublikował wpis, w którym świętuje zwycięstwo Sary Errani i Andrei Vavassoriego nad Igą Świątek i Casperem Ruudem w finale turnieju miksta US Open.
Przekaz wydawał mi się w pełni przejrzysty, w końcu wpis zaczyna się od stwierdzenia "debel górą", a kończy na sugestii, by dopuścić więcej par wyspecjalizowanych w mikście do rozgrywek miksta. I pisze to zawodnik, którego nie dopuszczono, choć mógłby powalczyć o tytuł.
Ten postulat nie powinien budzić niczyich uwag, tak przynajmniej uznałem po pierwszej lekturze wpisu. Okazuje się jednak, że wokół publikacji zawodnika rozpętała się mała burza, a niektórzy zarzucają mu brak szacunku dla uczestników czy – o zgrozo – nawet bycie przeciwko Idze Świątek.
Dlatego Zieliński opublikował wyjaśnienie, którym niespecjalnie sobie nie pomógł. Cytuję: "Do tych, którzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem... "Za łatwo" nie odnosi się do żadnego konkretnego wyniku, meczu. Odnosi się do faktu wspomnianego w poprzednim zdaniu, że w drabince nie ma innej pary deblowej. Wbrew wszelkim przeciwnościom i najlepszym graczom na świecie, gra deblowa i tak wygrała. Gratulacje dla wszystkich uczestników za wspaniały występ na pokazie US Open".
Zarzucanie komuś, że nie umie czytać, nie jest świetnym początkiem dla żadnego wyjaśnienia. Tyle że Zieliński zwyczajnie ma rację. Format tegorocznego miksta w US Open był splunięciem w twarz wszystkim parom mieszanym, które poświęcają niemały wysiłek na doskonalenie gry właśnie w tym formacie.
Zablokowano dostęp do Wielkiego Szlema dosłownie wszystkim wyspecjalizowanym parom poza obrońcami tytułu. Zamiast tego zrobiono z turnieju mieszanego pokazówkę dla singlistów, którzy – i widać to było po rozgrywkach – nie traktowali tego przesadnie poważnie (bo i nie muszą, dla nich mus to singiel), a i tak grali o ogromne pieniądze. Sami triumfatorzy z Włoch podkreślali, że chcą wygrać dla wszystkich deblistów, których wykluczono z rozgrywek.
Niektórzy zarzucają Zielińskiemu niewdzięczność, bo śmie krytykować format, który wreszcie zwrócił uwagę na miksta. Tyle że wcale nie zwrócił uwagi na miksta – ten format był "zabawą w miksta" dla gwiazd, które w mikście najlepsze nie są, a i tak za kilka dni ruszą do gry o fortunę w singlu. Miksta zmarginalizowano i zrobiono z niego pokazówkę, w której kryteria sportowe zeszły na dalszy plan.
Jak dla mnie Zieliński mógłby nawet rzucić wulgaryzmem i wciąż miałby rację. Podejrzewam, że i mi niejedno cisnęłoby się na usta, gdybym pracował ciężko, miał świetną partnerkę, wyrobił sobie markę w rozgrywkach mieszanych i nagle ktoś zamknąłby mi drzwi przed nosem, bo woli moje miejsce oddać komuś bardziej znanemu, kto w grze mieszanej do powiedzenia wiele nie ma. Bo i nie musi, prawie całe US Open jest o singlistach (pod kątem nagród, uwagi mediów, umów sponsorskich, itd.), a nawet ten mały wycinek dla par mieszanych oddano im.
