Polacy mają już na koncie triumf w rozgrywkach Ligi Narodów (2023), dla Włochów niedzielny finał jest pierwszym w historii – dotąd tylko dwukrotnie przegrywali mecz o trzecie miejsce. I choć z tym rywalem Biało-Czerwoni mają korzystny bilans, to w ostatnim roku zaliczyli dwie porażki, a bukmacherzy za nieznacznego faworyta uznali Azzurrich.
Sprawdź szczegóły meczu Polska – Włochy w finale Ligi Narodów
1:0. Wilfredo poprowadził pierwszą szarżę
Na boisku brakło nie w pełni sprawnego Tomasza Fornala, za to już pierwsze trzy ataki skończył Wilfredo Leon – zawodzący w sobotnim półfinale – otwierając wynik spotkania. Rywale nie pozwolili na ucieczkę, a z Lavią na zagrywce objęli pierwsze prowadzenie 7:6. Przy świetnym poziomie Polacy odrobili blokiem Kochanowskiego, a po dwóch udanych atakach Semeniuka i Leona trener De Giorgi musiał wziąć czas (12:9). Dopiero chwilę później Azzurri zdołali zdjąć Jakuba Nowaka z zagrywki i zniwelować całą stratę, wymuszając przerwanie gry przez Grbicia.
Atakujący obu zespołów musieli naprawdę się napocić, by przechytrzyć rywali, imponując różnorodnością rozwiązań. Ponownie wypracowane dwa oczka buforu znikły przy 19:19 i dopiero ustrzelenie Balasa przez Leona zdjęło z serwisu Galassiego. Udany challenge po stykowym ataku Wilfredo dał 22:20 i ten sam zawodnik huknął przez blok, by potwornym serwisem ułatwić uzyskanie pierwszej piłki setowej. Czas trenera Włoch nic nie dał, Semeniuk z lewej zapewnił wygraną 25:22.
2:0. Mamma mia, Włosi zamroczeni
Drugi set zaczął się od chaosu i nerwów po włoskiej stronie – gdzie zawodnicy pogubili się w ustawieniu – wymuszając czas przy stanie po ledwie dwóch punktach. Z jednej strony w polskiej drużynie kompletnie nie było widać Sasaka, ale z drugiej: w pierwszym secie Polacy doskonale zgasili Rychlickiego, a w drugim szybko wybili z rytmu Michieletto. Wilfredo atakiem i blokiem dał oddech na 6:3. Polski blok działał zresztą w prawie każdej konfiguracji, a Włosi popełniali za dużo błędów własnych.
Po kolejnym ataku Leona było 11:6 i Ferdinando De Giorgi znów przywołał zawodników. Po polskiej stronie pewność była już na tyle wysoka, że i Kewin Sasak kiwką wreszcie skończył atak (13:8). Rywale znaleźli drogę środkiem, trafili też w końcu asa, a po nim kolejnego i Nikola Grbić natychmiast przerwał grę.
Gdy wydawało się, że Italia już nas ma, ponownie kompletnie pogubili się na boisku i najprostszymi błędami oddawali punkty (16:12). Wielkie momenty Azzurrich mieszały się z kuriozalnymi. Dlatego nie dziwiło, gdy po genialnym pajpie Bottolo zagrywkę zepsuł Rychlicki, a Anzani przekroczył linię przy zwycięskiej kiwce i było 21:16. Italia odrobiła część strat, lecz dwa precyzyjne ataki Semeniuka z lewej dały piłkę setową. Pierwsza nie weszła, za to błąd zagrywki Luki Porro zamknął seta 25:19.
3:0. Dominacja przypieczętowana!
Rozbici mentalnie i fizycznie Włosi wyraźnie nie zdołali się zresetować i trzeciego seta zaczęli od przerwy już przy wyniku 4:1 dla Polski. Na niewiele się to zdało, ataki kończyli już Sasak, Leon i Semeniuk, a gdy ten ostatni był na zagrywce i posłał asa, Polacy odjechali na 10:5. Wszystko zmierzało do szybkiego końca, gdy Jakubiszak świętował blok na 12:5.
Przewaga długo się utrzymywała przy braku mocnego punktu we włoskim zespole. Mało tego, Biało-Czerwoni jeszcze rozbudowali prowadzenie, gdy Leon zaliczył atak blok-aut na 17:8. Jeśli jeszcze był moment na próbę powrotu, to teraz. I Azzurri podjęli próbę, zaczęli odrabiać skutecznymi atakami. Nikola Grbić wziął przerwę przy 19:13, widząc topniejący bufor. Przejście zrobił atakiem w linię Sasak, by następnie blokiem podbić przewagę. Kiwka Semeniuka pod siatką, as serwisowy Komendy i błąd Włochów – to oznaczało piłkę meczową przy 24:13! Za drugim razem mecz zamknął Szymon Jakubiszak atakiem spod siatki.
Reprezentacja Polski nie tylko zmiażdżyła mistrzów olimpijskich i mistrzów świata bez straty seta, ale zrobiła to też z rosnącą z minuty na minutę przewagą. Wynik 3:0 (25:22, 25:19, 25:14) wieńczy perfekcyjny turniej finałowy Ligi Narodów. Biało-Czerwoni nie stracili choćby seta w Ningbo, sięgając po złoto w imponującym stylu. Nie zatrzymała ich kontuzja Fornala, nie zatrzymał ich gwałtowny spadek skuteczności Sasaka w ataku podczas finału - na każdy deficyt drużyna odpowiadała jeszcze mocniejszymi punktami.