Kluczowe wydarzenie spotkania w Londynie miało miejsce w pierwszym kwadransie, gdy Eberechi Eze huknął z rzutu wolnego z kilkunastu metrów i trafił do siatki, ale sędzia nie uznał gola po weryfikacji VAR. Okazało się jednak, że powód takiej decyzji był naprawdę nietypowy - Marc Guehi spowodował bowiem taki tłok blisko muru, że dwaj zawodnicy znaleźli się go za blisko, co według przepisów nie może mieć miejsca. Sędzia przekazał taką informację wszystkim kibicom i telewidzom.
Spotkanie na Stamford Bridge było rwane, dochodziło do dużej liczby nieprzyjemnych fauli, ale brakowało klarownych okazji. Obaj bramkarze zakończyli spotkanie z kilkoma interwencjami, ale nie musieli przy nich heroicznie ratować swoich zespołów.
W drugiej połowie na boisku pojawiło się w barwach Chelsea kilku debiutantów i oni nieco rozruszali ofensywę zespołu w ostatnich minutach, ale Liam Delap nie dał rady pokonać Deana Hendersona, a Estevao był bardzo kreatywny i widoczny, ale było widać u niego nieopierzenie i w kilku sytuacjach mógł po prostu podjąć lepsze decyzje.
W efekcie zakończyło się bezbramkowym remisem, po którym goście raczej nie będą narzekać, a gospodarze mogą mieć poczucie niedosytu.

Na City Ground doszło za to do konfrontacji zespołów, których siła przed sezonem była raczej podważana. Wielu wątpiło, że Nottingham będzie w stanie powtórzyć wyczyn z poprzedniego sezonu, po którym awansowali do europejskich pucharów, oraz że Brentford po utracie kilku kluczowych postaci będzie w stanie rywalizować na poziomie Premier League. Okazało się, że prawdopodobnie martwić się można o tylko jedną z tych ekip.
Już w piątej minucie Chris Wood umieścił piłkę w siatce i dał radość miejscowym kibicom, a tuż przed przerwą swojego debiutnackiego gola w Anglii zdobył Dan Ndoye. Nie był to jednak koniec atrakcji w pierwszej połowie, ponieważ w doliczonym czasie gry Wood wyszedł sam na sam z bramkarzem gości, minął go i miał już dublet. Brentford było stać jedynie na trafienie honorowe z rzutu karnego w drugiej części meczu.