Wolves zaprezentowali się lepiej w zeszłotygodniowej, minimalnej porażce 1:2 z Arsenalem, ale mimo to gospodarze przystępowali do tego spotkania z niskim morale. Podobnie jak ich rywal, który przegrał trzy z czterech ostatnich oficjalnych meczów.
Brak wiary w siebie był widoczny w całej pierwszej połowie, która nie przyniosła emocji. Kibice musieli czekać aż do 39. minuty na pierwszy celny strzał.
Na tę długo wyczekiwaną okazję doczekał się Keane Lewis-Potter, który po przechwycie własnego podania odzyskał piłkę i oddał strzał lewą nogą, ale José Sá – rozgrywający pierwszy mecz w lidze od września – zdołał odbić piłkę.

W drugiej połowie bramkarz Wolves nie musiał już długo czekać na kolejne interwencje. Szybko obronił mocny strzał głową Kevina Schade. Niemiecki reprezentant został zatrzymany ponownie chwilę później, gdy jego płaski wolej wymusił na Sá nietypową interwencję.
Mimo to drużyna Keitha Andrewsa konsekwentnie zwiększała presję na gospodarzach, aż w końcu zdobyła zasłużonego gola tuż po upływie godziny gry. Ladislav Krejčí źle ocenił dośrodkowanie Vitaly'ego Janelta, pozwalając piłce przeskoczyć nad sobą i trafić pod nogi Lewis-Pottera, który bez problemu pokonał bezradnego Sá.
Lewis-Potter nie zadowolił się pierwszym golem w tym sezonie ligowym. W 83. minucie podwyższył prowadzenie Brentford, zagrywając piłkę do Mikkela Damsgaarda, a następnie wbiegł w pole karne i wykończył dośrodkowanie Duńczyka, sięgając piłki w pełnym biegu.
Kolejny fatalny występ gospodarzy przypieczętował Jørgen Strand Larsen, którego słabo wykonany rzut karny obronił Kelleher, rehabilitując się za faul na Mattcie Dohertym.
Porażka sprawia, że zespół Roba Edwardsa pozostaje na dnie tabeli z zaledwie dwoma punktami – a do połowy sezonu 2025/26 pozostały tylko dwa mecze. Brentford awansuje natomiast na 13. miejsce w tabeli.
