Wierzono, że odzyska formę po przejściu na roczne wypożyczenie, podobnie jak Marcus Rashford, który odżył w Barcelonie. Jednak na razie to się nie wydarzyło.
Aston Villa dała Sancho szansę latem, gdy jego możliwości były mocno ograniczone. Manchester United jasno dał do zrozumienia, że nie widzi dla niego przyszłości na Old Trafford, a Villa sięgnęła po niego pod koniec okienka, gdy zabrakło innych opcji ofensywnych.
Współpraca z Unaiem Emerym była dla Sancho cenną okazją, by udowodnić, że wciąż zasługuje na grę na najwyższym poziomie. Jednak pierwsze sygnały nie napawają optymizmem.
Według źródeł Sancho wchodzi w trudny okres, mimo że dostał dużą szansę w swoim ostatnim występie.
Wszedł z ławki przeciwko Manchesterowi City już w 29. minucie, ale został zmieniony ponownie w 74. minucie – to sytuacja, którą trudno zaakceptować większości piłkarzy. Nic dziwnego, że Sancho był sfrustrowany, choć Emery później tłumaczył, że zmiana miała na celu kontrolę jego przygotowania fizycznego.
Trener podkreśla, że patrzy na formę Sancho w dłuższej perspektywie, a najbliższe mecze powinny pokazać, jak dużym zaufaniem faktycznie go darzy.
Aston Villa jedzie na stadion Liverpoolu w ten weekend – to właśnie taki mecz, w którym Sancho powinien mieć wpływ na grę na tym etapie kariery. Następnie spotkania z Maccabi Tel Aviv i Bournemouth przed przerwą reprezentacyjną mogą dać mu szansę, by mocniej zaznaczyć swoją kandydaturę do wyjściowego składu.
Jak dotąd w tym sezonie Sancho zaczynał od pierwszej minuty tylko w Carabao Cup przeciwko Brentford oraz w Lidze Europy przeciwko Go Ahead Eagles – oba te spotkania zakończyły się porażką.
Na koniec sezonu czeka go decydujący moment. Jego wypożyczenie do Villa dobiegnie końca, podobnie jak kontrakt z Manchesterem United. Czerwone Diabły mają opcję przedłużenia, ale przy obecnych zarobkach Sancho wydaje się to mało prawdopodobne.
Sancho musi udowodnić swoją wartość w najbliższych miesiącach, bo w wieku 25 lat grozi mu bolesna perspektywa, że jego kariera zmierza w dół.

