Arsenal przyjechał dzisiaj do Leicester bez liderów swojego ataku, czyli Bukayo Saki, Gabriela Martinellego i Kaia Havertza, a trójkę ofensywną tworzyli Ethan Nwanieri, Raheem Sterling i Leandro Trossard. Efekty braku regularnej gry u całej trójki było widać przez całe spotkanie.
Przede wszystkim Kanonierom brakowało na boisku środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia. Grający tam dzisiaj Belg zupełnie nie odnajdywał się w tej roli i w dwóch sytuacjach, w których był adresatem piłki zagranej w pole karne, zupełnie się pogubił. Sterling wyglądał jak cień piłkarza i podejmował złe decyzje prawie przy każdym kontakcie z piłką, a błyskotliwość 17-letniego Nwanieriego nie wystarczała do zdominowania wydarzeń na stadionie Lisów.
Zespół Ruuda Van Nistelrooya też zupełnie niczym się wyróżniał, choć to gospodarze mieli do przerwy dwie niespodziewane najlepsze okazje. Jeszcze większą niespodzianką jest nazwisko głównego bohatera obu z nich, bo mowa o grającym na pozycji defensywnego pomocnika Wilfriedzie Ndidim. Najpierw zmusił on do interwencji Davida Rayę po mocnym strzale, z którym jednak spokojnie poradził sobie Hiszpan, a potem przy strzale głową posłał piłkę obok słupka.

Początek drugiej połowy to kontynuacja wydarzeń boiskowych z pierwszej części gry. W ataku Arsenalu znów najaktywniejszy był Nwanieri, który w kontrze pokusił sie o uderzenie z dystansu, które prześlizgnęło się po poprzeczce Madsa Hermansena. Później młody Anglik oddawał też strzał gorszą prawą nogą, który zatrzymał się na słupku bramki Duńczyka. Nie on został jednak bohaterem spotkania.
Na to miano zapracował Mikel Merino, który w 69. minucie zmienił na placu gry bezbarwnego Sterlinga i pojawiał się na pozycji środkowego napastnika. To on odmienił losy meczu, bo w 81. minucie otworzył wynik spotkania strzałem głową po dośrodkowaniu Nwanieriego, a kilka minut później dobił Lisy wykończeniem kontry, w której przed bramkę dograł mu Trossard.
Być może Hiszpan będzie więc odpowiedzią na problemy Arsenalu na pozycji środkowego napastnika? Kanonierzy po dzisiejszym zwycięstwie mają na koncie 53 punkty w ligowej tabeli, czyli o cztery mniej od prowadzącego Liverpoolu. The Reds swój mecz zagrają jednak dopiero jutro, a podopieczni Mikela Artety zrobili wszystko co mogli, by narzucić presję na swoich rywali.
