Zaległy mecz Widzewa z Legią z pozoru nie miał stawki: żadna z drużyn nie miała wiele do zyskania lub stracenia, poza pieniędzmi za zajętą w tabeli lokatę. Ale Widzew chciał przerwać serię czterech meczów bez wygranej, podczas gdy w Legii ważyły się losy Goncalo Feio po porażce z Lechem i utracie szans na podium.
Sprawdź szczegóły meczu Widzew – Legia
Poza bieżącymi oczekiwaniami, mecze Widzewa z Legią zawsze mają swój ciężar gatunkowy i tym gorzej oglądało się mecz w pierwszym kwadransie. Żadna z drużyn nie zdołała w nim dojść do choćby niecelnego uderzenia.
Gdy jednak 15 minut minęło, akcja Legii wyprowadzona spod swojego pola karnego skończyła się fantastycznym podaniem Marca Guala do wchodzącego prawą flanką Ryoyi Morishity. Zgranie legionistów zaskoczyło Kozlovskiego, dzięki czemu Japończyk doszedł do piłki i z bliska wcisnął ją między nogami Rafała Gikiewicza.
To wyraźnie pobudziło gospodarzy do działania, jednak próby łodzian były zbyt czytelne. Szczęścia próbował choćby Czyż, zablokowany przez dwóch rywali w polu. Wojskowi byli zdyscyplinowani w obronie, czego nie można było powiedzieć o Widzewie w 34. minucie, gdy pressing Legii wymusił błąd Gikiewicza. Golkiper dał zablokować wybicie Luquinhasowi, a Marc Gual otrzymał piłkę i już po raz drugi posłał ją między nogami bramkarza.
Szansę na szybki kontakt otrzymał niespodziewanie Fran Alvarez po błędzie Jana Ziółkowskiego w obronie. Hiszpan mógł pytać Kacpra Tobiasza o wybór kierunku, ale spróbował podcinki i posłał piłkę poza bramkę. Już w ostatniej akcji pierwszej połowy Legia mogła „skończyć” rywali, ale Paweł Wszołek postanowił kończyć samodzielnie i Gikiewicz świetnie interweniował przy bliższym słupku. To był pierwsze etap rehabilitacji golkipera, który w 54. minucie zdołał wygrać również pojedynek z Gualem.
RTS zdecydowanie lepiej wyglądał po przerwie, niestety za większym zapałem nie poszła jakość w ostatniej tercji. Legia wydawała się nie mieć nic przeciwko oddaniu inicjatywy i grą z kontry. Nawet mając piłkę rzadziej, goście wydawali się groźniejszą z drużyn. Ten obraz zmienił dopiero na kwadrans przed końcem Juljan Shehu, który obrócił się z piłkę i z ostrego kąta pięknie pokonał Kacpra Tobiasza. Niestety, radość łodzian zgasła, gdy VAR potwierdził spalonego. Jak szybko wybuchła radość po golu, tak szybko zdawała się uchodzić nadzieja po jego anulowaniu.
Gospodarze szukali punktu zaczepienia do końca, zdołali ugrać czerwoną kartkę Patryka Kuna, który przewracał wychodzącego sam na sam Frana Alvareza, ale kartki - bo kolejną czerwień za dwie żółte zainkasował Morishita - zakończyły mecz.
