Raków Częstochowa - Jagiellonia Białystok (1:2)
Kto może strącić pretendenta z tronu, jeśli nie urzędujący mistrz? Z takim nastawieniem miała przyjechać Jagiellonia do Częstochowy i pierwsze minuty potwierdzały: szybki doskok, agresywny ruch na bramkę i w 10 minut Jaga zanotowała efektowny strzał Cezarego Polaka czy ekwilibrystyczne uderzenie Romanczuka po koźle. Oba minęły poprzeczkę nieznacznie. Raków dał się rywalom wyszaleć i przed upływem 20 minut sygnał do ataku dał Ivi Lopez. Z prawie zerowego kąta wymusił interwencję Abramowicza, co rozpoczęło okres naporu Medalików. Moment później golkiper Jagi z trudem bronił strzał Svarnasa, a po wrzutce z prawej w 28. minucie bramkarz Jagiellonii wypiąstkował piłkę… na głowę Lopeza, który wpakował ją do siatki. Jakby problemów było mało, z kontuzją zszedł Pietuszewski (skutek faulu Tudora z początku meczu) i Jaga musiała szukać wyrównania.
Na 10 minut przed przerwą Kristoffer Hansen bił rzut rożny, a Taras Romanczuk świetnie uderzał głową pod poprzeczkę. Jeszcze lepiej bronił Trelowski. Raków w 41. minucie przepłacił szukanie drugiego gola kontrą, w której błąd Kochergina skończył się wyjściem Jesusa Imaza na bramkę. Hiszpan chciał lobować Trelowskiego z połowy boiska, ale przestrzelił cały stadion. Zanosiło się na prowadzenie Medalików do przerwy, jednak w doliczonym czasie piłka obiła przedramię Tudora i Paweł Raczkowski podyktował (po konsultacji) rzut karny. Trelowski wyczuł kierunek strzału Pululu, jednak Angolczyk podniósł piłkę i nie dał jej zatrzymać.
Po zmianie stron Raków powinien był szybko objąć prowadzenie, ale Jonatan Brunes nawet ze spalonego sam na sam nie pokonał Abramowicza. To był wieczór zmarnowanych sytuacji Norwega, któremu chciał dograć na gola Adriano Amorim po świetnym rajdzie. Nic z tego, Wojtuszek przeciął. W 56. minucie Fran Tudor doczekał się drugiej żółtej kartki. Przewaga? Nic Jadze nie dawała, to Raków wciąż szukał prowadzenia. Karnego z 61. minuty VAR zamienił na rzut wolny i nic nie wyszło, w 68. minucie Brunes świetnie się zabrał, tyle że strzelił jak zwykle. Duma Podlasia powodów do dumy nie miała, ale w 79. minucie Ivi Lopez jako drugi trącił piłkę ręką w polu karnym i Jaga ponownie dostała rzut karny. Sędzia Raczkowski długo analizował sytuację zanim Pululu w 82. minucie potężnym uderzeniem w środek pokonał Trelowskiego. Niezależnie od oceny decyzji sędziowskich, trudno było nie czuć sympatii do Rakowa walczącego do ostatnich sekund o bramki, tworząc więcej sytuacji nawet w osłabieniu. Ale to nie wystarczyło, po szarpanej końcówce Duma Podlasia wywozi wygraną i jutro może dojść do zmiany lidera w Ekstraklasie.

Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (2:1)
Widzew przyjechał do Lubina z kłopotami kadrowymi, a bardzo szybko kłopoty zaczęły się też na boisku. Już w 5. minucie sędzia podyktował rzut karny dla Zagłębia po upadku Kurminowskiego. VAR skorygował tę decyzję, ale wcześniejszy faul Shehu oznaczał rzut wolny zza linii, którym Kajetan Szmyt mocno nastraszył Gikiewicza. Jednocześnie Widzew stracił zakrwawionego Juana Ibizę i pozostawał skupiony na defensywie, odpierając ataki. Udało się przetrwać 25 minut, ale kolejne sekundy zmieniły bieg meczu. Wrzutka z prawej od Marcela Reguły trafiła na wysoki wyskok Tomasza Pieńki, który z łatwością pokonał źle wychodzącego Gikiewicza. Gol był naturalną konsekwencją naporu Miedziowych, ponieważ Widzew dopiero w 32. minucie oddał celny strzał. Jak na ironię, było to uderzenie Mateusza Żyro głową po rzucie rożnym, które dało remis.
Zagłębie było sfrustrowane, ale udało się przed przerwą przywrócić prowadzenie. W 43. minucie główkę Nalepy zatrzymał jeszcze Sobol po poprzeczce, ale rzut rożny po tej akcji skończył szczęście łodzian. Szmyt wykonał korner, Igor Orlikowski głową domknął na dalszym słupku i tylko Rafał Gikiewicz znów się nie odnalazł – przez wyjście zmniejszył swój zasięg i nie zatrzymał piłki. Łodzianie musieli ruszyć do odrabiania, a Miedziowym oddanie inicjatywy wydawało się na rękę, póki trzymali się mocno z tyłu. Jednak gdy posiadanie piłki spadło poniżej 30 procent, a prawie całość gry po przerwie trwała na połowie Lubina, kibice zaczęli apelować do drużyny o walkę do końca. Koniec był wyjątkowo nerwowy, gdy Nalepa ofiarnie zatrzymał uderzenie w 90+4. minucie, a Jasmin Burić sparował na rożny kolejny atak. Udało się, dotrwali, zapracowali na te punkty! Teraz cały piłkarski Lubin może odetchnąć, mając już gwarancję utrzymania.

Radomiak Radom - Pogoń Szczecin (2:0)
Sobotnie popołudnie miało być momentem przełomu dla Pogoni Szczecin. Wygrana w Radomiu pozwoliłaby Portowcom dogonić Jagiellonię i przybliżyć się do snu o europejskich pucharach. Zamiast śnić, trzeba było bardzo szybko obudzić się w radomskiej rzeczywistości: po zaledwie 90 sekundach Radomiak prowadził bowiem 1:0 dzięki uderzeniu głową Marco Burcha, obsłużonego przez Jana Grzesika.
Portowcy zostali zmuszeni do odrabiania, czego próbował w 10. minucie Grosicki z wolnego, zatrzymany przez mur. Chwilę później z kolei Maciej Kikolski doskonałą paradą zatrzymał nie mniej widowiskowy strzał Joao Gamboy, zaś przed upływem półgodziny golkiper powstrzymał także Ulvestada, który w 35. minucie obił jeszcze poprzeczkę. Do przerwy nie weszło nic, choć zwarcie Agouzoula z Ulvestadem w polu karnym zapachniało jedenastką. Powtórka ten zapach rozwiała.
Druga połowa mogła przynieść deja vu z pierwszej, bowiem już po kilku minutach Radomiak mógł strzelić gola. Tym razem Alvesa świetnie zatrzymał Cojocaru, który miał sporo pracy w obliczu kolejnych ataków Zielonych. Dopiero na kwadrans przed końcem kibicom z Radomia zrzedły miny, gdy wrzutkę Koulourisa strzałem między nogami Kikolskiego wpakował do bramki Kamil Grosicki. Trybuny wybuchły jednak radością, bowiem VAR anulował gola z powodu ręki w budowie akcji. Kontrowersyjnie. Napór szczecinian nie przynosił efektów, nawet świetnie ustawiony Koulouris w 90+1. minucie główką tylko dograł do Kikolskiego. Gol ostatecznie padł, tyle że nie na tę bramkę! Szybko wyprowadzony atak Radomiaka pozwolił Paulo Henrique wrzucić piłkę na głowę Pedro Perottiego, który dobił gości.
