Górnik Zabrze - Motor Lublin (0:1)
Oba zespoły rozpoczęły ten mecz na przeciwległych biegunach tabeli, ale trudno byłoby wskazać z przebiegu pierwszych minut, że to Górnik jest wiceliderem. Motor wszedł w mecz szybko i odważnie, szczególnie widząc bardzo pasywnych, zachowawczych gospodarzy. Po kilku minutach zabrzanie przejęli kontrolę i tylko konkretów brakowało po obu stronach. Między 24 a 29. minutą oba zespoły wymieniły się groźnymi okazjami, przy czym przez całą pierwszą połowę nikt nie zdołał przynajmniej nastraszyć golkiperów.
Wyrównana gra z lekkim wskazaniem na Motor – tak wyglądała sytuacja do przerwy. Po zmianie stron sytuacja zmieniła się bardzo szybko. Podopieczni trenera Gasparika ruszyli z kopyta i już w 49. minucie Taofeek Ismaheel powinien był dać prowadzenie uderzeniem w powietrzu. Ivan Brkić interweniował jednak świetnie, utrzymując remis. Obaj trenerzy sięgnęli po zmiany przed godziną i Mateusz Stolarski nie mógł trafić lepiej. Jacques Ndiaye wszedł i przy pierwszym kontakcie doszedł do płaskiego strzału po ziemi, który skierował piłkę pod dalszy słupek. Sytuacja była o tyle niespodziewana, że Motor miał fatalny moment, a zaczęło się od wznowienia z autu przez Górnika. Zanim Gasparik zdołał zareagować kolejnymi zmianami, Michał Król podjął próbę podwojenia.
Trójkolorowym zaczęło się spieszyć, ale w ostatnich 30 minutach nie mogli znaleźć sposobu na defensywę Motoru. Bo – inaczej niż w poprzednich meczach – lublinianie trzymali się dzielnie. Oznaczało to rwaną i niekoniecznie atrakcyjną grę, na co goście raczej nie narzekali. Nawet Marcel Łubik pod bramką Motoru w doliczonym czasie nie był w stanie pomóc, Motor wywozi wygraną z Zabrza.

Zagłębie Lubin - Piast Gliwice (2:2)
Mecz Zagłębia z Piastem już przed pierwszym gwizdkiem zapowiadał się na wyrównany i zacięty pojedynek. I tak właśnie było od pierwszej minuty rywalizacji. Przez pierwszy kwadrans nie obejrzeliśmy żadnego groźnego ataku ofensywnego, a gra toczyła się w środkowej części boiska, gdzie obie ekipy walczyły o zdominowanie przeciwnika. Pierwsza groźna sytuacja miała miejsce w 18. minucie i od razu zakończyła się bramką. Sanca oddał groźne uderzenie zza linii pola karnego, Hładun niepewnie interweniował, co skrzętnie wykorzystał Jirka wyprowadzając Piasta na prowadzenie. Tym samym było to pierwsze trafienie ekipy z Gliwic w bieżącym sezonie Ekstraklasy.
Zagłębie po stracie gola nie potrafiło zagrozić bramce rywala, natomiast Piast złapał wiatr w żagle i w 34. minucie mogło być już 2:0. Chrapek sprytnie zagrał do Drapińskiego, jednak uderzenie tego drugiego obronił Dominik Hładun. W 40. minucie był już nieoczkeiwanie remis. Po dalekim wyrzucie z autu Ławniczak strącił piłkę w kierunku Kocaby, a ten z metra wpakował ją do bramki Frantiska Placha, doprowadzając do wyrównania. Do przerwy wynik już się nie zmienił, co zwiastowało nam ciekawą drugą odsłonę rywalizacji.
W drugą odsłonę lepiej weszli gracze Piasta, a konkretnie Erik Jirka. Po wyrzucie z autu Patryka Dziczka, Jirka potężnym uderzeniem nie dał szans Hładunowi na skuteczną interwencję, ponownie wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Piast po tym trafieniu przejął kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi, a w akcjach Zagłębia wyraźnie brakowało cierpliwości. Plach był praktycznie bezrobotny, aż do 77. minuty rywalizacji. Wówczas Szmyt podał piłkę do Wdowiaka, a ten w świetnej sytuacji trafił tylko w słupek. To mogło i powinno być wyrównanie.
W końcówce Piast umiejętnie kradł czas przeciwnikom, ale w szóstej minucie doliczonego czasu gry piłka po strzale Nalepy trafiła w rękę Tomasiewicza. Sędzia po analizie VAR wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Michalis Kossidis i zapewnił Zagłębiu cenny punkt, ustalając wynik spotkania na 2:2.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza - Korona Kielce (1:3)
Początek spotkania rozpoczął się lepiej dla piłkarzy Korony Kielce. Już w 6. minucie spotkania kielczanie stworzyli pierwszą dogodną sytuację. Wówczas jednak uderzenie z siedmiu metrów Wiktora Długosza trafiło w Wolskiego, który uratował Bruk-Bet przed stratą gola. Dwie minuty później padła premierowa bramka w tym meczu, ale tym razem to gospodarze byli w roli głównej. W 8. minucie rywalizacji Sergio Guerrero podał do Damiana Hilbrychta, który z 15 metrów strzałem od poprzeczki nie dał szans golkiperowi Korony na skuteczną interwencję, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie.
W 27. minucie mógł być remis. Martin Remacle zdecydował się na sygnalizowany strzał z okolic 17 metrów. Piłka trafiła jednak tylko w słupek. Po tej akcji tempo meczu nieco spadło i nie oglądaliśmy wielu akcji ofensywnych, a obie drużyny skupiły się na walce w środkowej części boiska. Tym samym pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem Bruk-Betu 1:0 i z niecierpliwością czekaliśmy na drugą odsłonę.
I warto było czekać. Już w 47. minucie zobaczyliśmy bowiem gola wyrównującego. Marcel Pięczek dalekim wrzutem z autu uruchomił Dawida Błanika, a ten płąskim strzałem od słupka, dał kielczanom wyrównanie. Ledwo się obróciliśmy, a już pięć minut później Korona wyszła na prowadzenie 2:1. Po zamieszaniu w polu karnym Termaliki, najsprytniej zachował się Bartłomiej Smolarczyk, który precyzyjnym uderzeniem pokonał Mleczkę, totalnie odmieniając losy tego spotkania. Gospodarze wyraźnie nie mogli się pozbierać po tych ciosach, a w 66. minucie powinno już być 3:1, jednak Antoni po błędzie Mleczki nie zdołał skierować piłki do pustej bramki. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 68. minucie spotkania Konrad Matuszewski dobił strzał Błanika, co sprawiło, że na tablicy świetlnej widniał już wynik 3:1 dla gości.
Dopiero wtedy gospodarze ruszyli do ataków. Na kwadrans przed końcem meczu mogło być 3:2, jednak po jednej z akcji Pięczek wybił piłkę sprzed linii bramkowej. Ostatecznie mimo dużej wolki walki ze strony Termaliki wynik do końca meczu już się nie zmienił i Korona mogła cieszyć się z niezwykle ważnego zwycięstwa na terenie rywala.
