Radomiak Radom - Legia Warszawa (3:1)
Były to ósme takie derby Mazowieckiego, od kiedy Radomiak w 2021 roku wrócił do ekstraklasy. Różnica zasobności i potencjału obu klubów jest olbrzymia, ale w sobotę radomianie cieszyli się już z... czwartego zwycięstwa nad utytułowanym przeciwnikiem. Za każdym razem, gdy wygrywają, strzelają po trzy bramki.
Zaczęło się wszystko po myśli stołecznej drużyny - w szóstej minucie prowadzenie zapewnił jej kapitan Bartosz Kapustka. 11 minut później wyrównał Angolańczyk Capita, a krótko przed przerwą skuteczny w ostatnim czasie Jan Grzesik zdobył drugiego gola dla gospodarzy.
W 54. minucie debiutujący w Radomiaku, a wypożyczony z francuskiego AJ Auxerre marokański obrońca Saad Agouzoul ustalił - jak się okazało - rezultat na 3:1.
Radomianie odnieśli pierwsze zwycięstwo w tegorocznej części rozgrywek, a Legia doznała drugiej porażki i ma w dorobku cztery punkty, czyli tyle samo, co sobotni przeciwnik.
Radomiak z 24 pkt odskoczył nieznacznie od strefy spadkowej, a legioniści z dorobkiem 36 są na piątej pozycji.
Stołeczna ekipa, której jedynym celem jest odzyskanie tytułu, traci siedem punktów do prowadzącego w tabeli Rakowa Częstochowa, a po niedzielnych meczach dystans do lidera może być większy, bo tego dnia na boisko wyjdą Lech Poznań i Jagiellonia Białystok, mające po 41 pkt.
Po meczu powiedzieli:
Goncalo Feio (trener Legii): "Gratuluję Radomiakowi, był dzisiaj lepszy i wygrał zasłużenie. Boli mnie, że rywale zrobili więcej, aby ten mecz wygrać, byli lepsi praktycznie w każdej fazie gry. Nie widziałem jeszcze swojego zespołu w gorszej dyspozycji. Z czego to wynikało? W tej chwili nie potrafię odpowiedzieć. Styl Radomiaka nas nie zaskoczył, grał z dużą determinacją. Dla niego to był +mecz sezonu+. Jakość naszej gry ograniczył stan murawy, ale nie chcę się tym usprawiedliwiać. Radomiak uskrzydlała obecność Capity, który ma bardzo dużą jakość i nie byliśmy w stanie go zneutralizować. Nie zasnę, dopóki w Legii nie będzie lepiej. Jeśli problemem jestem ja, to nawet złotówki nie chcę od Legii, mogę odejść nawet jutro. Będę inspirował ludzi i walczył dookoła, by wszyscy byli jak najlepszą wersją siebie, jak to zresztą robiłem do tej pory. Jestem wojownikiem i biorę ze sobą tylu zawodników, ile się da. Póki mamy siłę i żyjemy, będziemy walczyć".
Joao Henriques (trener Radomiaka): "Znowu w pierwszych 10 minutach straciliśmy bramkę, ale udało nam się odwrócić wynik. Rozegraliśmy dobre spotkanie, stworzyliśmy więcej okazji i zasłużyliśmy na wygraną. Drużyna rośnie i wykonała świetną pracę. Teraz jest moment na świętowanie, ale już teraz najważniejszy jest dla nas mecz z Widzewem. Jeśli wygramy, to trzy punkty z Legią będą miały jeszcze większą wartość. Doskonale znam Capitę jeszcze z czasów portugalskich. Wiedzieliśmy, co z nim robić, kiedy będzie gotowy. W przeszłości pracował z moim asystentem. Indywidualności było jednak więcej, choćby nasz bramkarz Wiktor Koptas zagrał bardzo dobry mecz, choć nie było mu łatwo".

Widzew Łódź - Pogoń Szczecin (0:4)
Oba zespoły przystępowały do meczu 22. kolejki PKO BP Ekstraklasy w zupełnie innych nastrojach. Widzew w trzech tegorocznych meczach zdobył tylko punkt i zanotował dwie kompromitujące porażki 1:4 z Lechem i 0:3 ze Śląskiem Wrocław. Pogoń natomiast zdobyła komplet punktów, pokonując Zagłębie Lubin, Górnik Zabrze i Stal Mielec. Sprawiło to, że Portowcy włączyli się do gry o czołowe miejsca w tabeli. Przed tą kolejką byli na piątym miejscu ze stratą czterech punktów do podium. Widzew plasuje się na 11. pozycji z przewagą sześciu "oczek" nad strefą spadkową.
Pogoń od początku dominowała, ale objęła prowadzenie "z niczego". Rafał Gikiewicz wyprowadzając piłkę, zagrał do Frana Alvareza, piłka była nieprzyjemna, a z jej przyjęciem nie poradził sobie Hiszpan, przejął ją Koulouris, co sprawiło, że przed świetną szansą stanął Rafał Kurzawa i ją wykorzystał. Goście prowadzili już w 8. minucie meczu.
Niecałe dziesięć minut później Widzew powinien wyrównać, ale Hilary Gong w dobrej sytuacji nie zdołał pokonać Valentina Cojocaru. Po upływie pół godziny gry kibice gospodarzy odpalili race, co spowodowało kilkuminutową przerwę. Pogoń znakomicie wróciła do gry, przeprowadziła akcję lewą stroną, piłka trafiła do Adriana Przyborka, jego strzał został obroniony przez Gikiewicza, ale zaraz ręką zagrał Luis Silva i była jedenastka dla gości. Rzutu karnego już bramkarz Widzewa nie zatrzymał i w 40. minucie Efthymios Koulouris podwyższył prowadzenie.
Sędzia z powodu przerwy do pierwszej połowy doliczył sześć minut. Widzew próbował zagrozić bramce Pogoni, ale robił to bardzo nieudolnie i wynik nie uległ zmianie.
Druga połowa nie przyniosła zmiany obrazu gry. Gikiewicz robił, co mógł w pierwszych minutach i kilka razy zatrzymał gości, ale po raz trzeci w meczu skapitulował już w 54. minucie, kiedy Grosicki zagrał do Koulourisa, który pewnie trafił do siatki.
Niecałe dziesięć minut później było już 4:0. Widzew wyglądał tragicznie w defensywie. Ponownie Asystę do Koulourisa zanotował Grosicki. Kamil z lewej strony dośrodkował w pole karne, a tam niepilnowany Grek po raz trzeci umieścił piłkę w siatce Gikiewicza. Oznaczało to hat-tricka, 15. gola w sezonie i pozycję zdecydowanego lidera w klasyfikacji strzelców PKO BP Ekstraklasy. Gola kontaktowego mógł strzelić wprowadzony z ławki rezerwowych Said Hamulic, ale jego uderzenie trafiło w słupek.
W 69. minucie Robert Kolendowicz zdecydował, że bohaterowi meczu Kamil Grosicki i Efthymios Koulouris opuszczą plac gry.
Widzew nie bardzo miał pomysł na to, jak znaleźć drogę do siatki gości, a Pogoń mogła jeszcze kilka razy wbić piłkę do siatki, ale na ich stronie stawał Rafał Gikiewicz. Ostatecznie Pogoń wygrała 4:0, będąc wyraźnie lepszym zespołem niż gospodarze, a bohaterami byli Grosicki (dwie asysty) i oczywiście MVP Koulouris (trzy gole i asysta).

Taki wynik sprawia, że posada Daniela Myśliwca jest już bardzo gorąca, bo Widzew zdobył tylko punkt w czterech meczach na wiosnę, a drużyny z dołu tabeli naciskają i utrzymanie w lidze wcale nie jest takie pewne. Natomiast Pogoń w tym roku wygrała wszystkie spotkania w Ekstraklasie, jej gra jest bardzo dobra i Portowcy wyglądają na zespół, który jeszcze może spokojnie włączyć się do realnej walki o podium, mimo że kończyła 2024 rok na 8. miejscu ze stratą ośmiu punktów do "pudła".
Po meczu powiedzieli:
Robert Kolendowicz (trener Pogoni): "Jestem niezwykle zadowolony z tego spotkania i bardzo dumny ze swojej drużyny. Zwyciężyć na wyjeździe tak wysoko to duża sprawa. Ciężko jednak pracowaliśmy na tą wygraną. Ta praca przyniosła efekt w postaci zwycięstwa. Wiele rzeczy, które mieliśmy zaplanowane na to spotkanie, +zagrało+. Nie był to łatwy mecz, choć wynik mógłby na to wskazywać. W wielu momentach nasza intensywność i jakość dominowały i dzięki temu zwyciężyliśmy".
Daniel Myśliwiec (trener Widzewa): "Nie ma potrzeby silić się na jakiekolwiek głębsze słowa przy takim wyniku. Nie ma to sensu bez względu na przebieg spotkania i sposób, w jaki traciliśmy bramki. Zawiedliśmy i musimy zrobić wszystko, żeby w kolejnym meczu grać lepiej, szczególnie jeśli chodzi o tworzenie sytuacji i zamienianie ich na gole. To oczywiście wymaga od nas jeszcze większej pracy i siły. Nie mówię tu o sile fizycznej, ale o takiej, żeby w trudnym momencie umieć pokazać swoje umiejętności tak, żebyśmy mogli konsekwentnie wykonywać swoją pracę i skupiać się na tym, na czym ona polega".(
Korona Kielce - Śląsk Wrocław (2:0)
Na stadionie w stolicy województwa świętokrzyskiego spotkały się drużyny, które w tym sezonie walczą o utrzymanie, choć w o wiele gorszej sytuacji są oczywiście gracze WKS-u. Gospodarze chcieli jak najszybciej wykorzystać słabość rywala i ruszyli do ataku, ale mimo 73,3% posiadania piłki w ciągu pierwszych 15 minut nie potrafili trafić do siatki. Momentami podopieczni Ante Simundzy bronili się rozpaczliwie, ale skutecznie.
Goście odpowiedzieli dopiero po upływie pół godziny gry, kiedy efektowną indywidualną akcją popisał się były pomocnik Manchesteru City, Jose Pozo. Hiszpan zmylił defensorów i posłał techniczny strzał, ale piłka ostatecznie przeleciała obok słupka. Sporo pretensji mieli do niego koledzy, którzy w tej sytuacji byli lepiej ustawieni. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bez goli, bramkę "do szatni" zdobył Adrian Dalmau. To czwarte trafienie napastnika w tym sezonie.
W drugiej odsłonie rywalizacji podopieczni Jacka Zielińskiego oddali inicjatywę rywalom, którzy z kolei wykazywali się większą determinacją, ale także brakiem precyzji przy wykończeniu akcji. W 76. minucie znaleźli się w jeszcze gorszym położeniu. W polu karnym piłkę ręką zagrał bowiem Marc Llinares, a swoją trzecią z rzędu jedenastkę wykorzystał Dalmau. To oznaczało, że Śląsk Wrocław dał sobie strzelić już 9 bramek w ostatnich 15 minutach drugiej połowy, więcej w tym sezonie w Ekstraklasie straciła tylko Lechia Gdańsk (13).
Korona utrzymała korzystny wynik do samego końca i dzięki niemu awansowała na 12. miejsce w tabeli. Rywale z Wrocławia ugrzęźli z kolei na ostatniej pozycji, tracąc do przedostatniej Puszczy pięć punktów.

Po meczu powiedzieli:
Ante Simundza (trener Śląska): "Nie zasłużyliśmy dzisiaj na to, żeby zdobyć trzy punkty. Korona zainwestowała bardzo dużo energii w to spotkanie. Kielecki zespół zasłużył na tą wygraną. Zagraliśmy dobrze tylko w drugiej połowie, a nie przez całe 90 minut. Dlatego nie zasłużyliśmy na nic. Nadal wierzę, że jesteśmy w stanie się utrzymać. Jakimi bylibyśmy sportowcami, gdybyśmy w to nie wierzyli? Musimy wejść na odpowiedni poziom, zacząć regularnie wygrywać, bo tylko to da nam utrzymanie".
Jacek Zieliński (trener Korony): "Dla Śląska był to mecz o niebagatelnym ciężarze gatunkowym, bo oni chcieli się podłączyć do tego peletonu, który im ucieka. Natomiast dla nas było to spotkanie o w miarę spokojne jutro. Zdawaliśmy sobie sprawę, że gramy z zespołem bardzo zdeterminowanym, który zrobi wszystko, aby wywieźć stąd punkty. Udało się jednak ich zatrzymać. Uważam, że nasze zwycięstwo było zasłużone. Strzeliliśmy dwie bramki, po raz kolejny u siebie nie straciliśmy gola. Dużo uznania dla chłopaków. Mamy dobry wynik i trochę optymizmu przed wtorkowym meczem Pucharu Polski w Chorzowie”.