Więcej

Poniedziałek z Ekstraklasą: Lech poskromił Cracovię i dogonił Raków na szczycie tabeli

Zaktualizowany
Poniedziałek z Ekstraklasą: Lech poskromił Cracovię i dogonił Raków na szczycie
Poniedziałek z Ekstraklasą: Lech poskromił Cracovię i dogonił Raków na szczycie ČTK / imago sportfotodienst / JAKUB PIASECKI/ CYFRASPORT
Po godzinie męczarni Radomiak i Puszcza stworzyły widowisko na remis. W drugim meczu Jagiellonia miała wykorzystać potknięcie Rakowa, tymczasem przegrała u siebie z Zagłębiem. Legioniści w ostatnich sekundach pokonali Lechię w trzecim meczu lanego poniedziałku, a wieczorem mecz przyjaźni z Cracovią dał Lechowi bezcenną wygraną.

Lech Poznań - Cracovia (2:1)

W ostatnim wielkanocnym meczu 29. kolejki Lech Poznań miał tylko jeden cel: zrównać się punktami z Rakowem Częstochowa, uciekając jednocześnie Jagiellonii. Na trybunach atmosfera była przyjazna, za to na boisku Kolejorz zaczął bezkompromisowo, spychając Pasy błyskawicznie do głębokiej defensywy. Już w 2. minucie Ravas musiał bronić pierwszy strzał Mikaela Ishaka, a minutę później Szwed atakował ponownie. Jego główka mogłaby Słowaka zmylić, gdyby nie utrzymał najwyższej gotowości. Niedługo po upływie kwadransa Ishak strzelał raz jeszcze i ponownie było niebezpiecznie. W połowie pierwszych 45 minut rzut rożny skończył się uderzeniem głową Antonio Milicia, znów łapał Ravas. 

Gol dla Lecha wisiał w powietrzu jeszcze bardziej, kiedy Antoni Kozubal znalazł Patrika Valemarka w 27. minucie, a ten doszedł do strzału zza pola karnego, obijając poprzeczkę! Cztery minuty później Kornel Lisman przyjął i posłał piłkę przed bramkę, a tam przypadkiem trafiła w głowę Gustava Henrikssona i wpadła do siatki. Bułgarska wybuchła, lecz tylko na chwilę – młody lewoskrzydłowy był na spalonym. Nie chciało wejść, a w końcu weszło, gdy w 38. minucie Ali Gholizadeh dograł do Ishaka i ten po rękach Ravasa znalazł dalszy róg bramki. Po skrajnie jednostronnej połowie tylko Ravasovi mogła dziękować Cracovia, że wynik był tak niski.

Co bardziej pesymistyczni fani Lecha mogli drżeć o wynik pomimo pełnej kontroli przez 45 minut. Lech bywa przecież chwiejny wiosną, zaś Pasy potrafią podkręcić obroty i dokładnie z takim zamiarem wróciły z szatni. Na pierwszy celny strzał Cracovii po przerwie czekaliśmy długo, dopiero wprowadzony po godzinie Martin Minchev spróbował postraszyć Mrozka w 64. minucie. Nie udało się, za to kilka minut później Bartosz Biedrzycki wszedł lewą stroną i przerzucił piłkę przez całe pole karne, do nabiegającego Otara Kakabadze, który po ziemi dał wyrównanie. Blisko 30 tys. widzów na trybunach nie mogło uderzyć, a Pasy zapracowały na tego gola na 20 minut przed końcem.

Lech miał jednak dość czasu, by wyprowadzić kolejny cios i zrobił to niewiele ponad 5 minut później ten, którego strzały zachwycają kibiców nie od dziś. Z 18 metrów przymierzył Afonso Sousa i od dalszego słupka – prawie w okienku – przywrócił prowadzenie. Po wejściu w ostatnie 10 minut Lech był o włos od trzeciego gola, lecz z linii bramkowej piłkę wybił Henriksson. Z kolei w ostatniej już minucie Sousa przedarł się sam z piłką i tylko szybkie ręce Ravasa zgasiły jego mocne uderzenie. Doliczone trzy minuty skończyły się uderzeniem Hoticia z dystansu, które świetnie wybronił Ravas.

Statystyki meczu Lech - Cracovia
Statystyki meczu Lech - CracoviaFlashscore

Legia Warszawa - Lechia Gdańsk (2:1)

Po wygranej na Stamford Bridge Legia musiała wrócić do ligowej rzeczywistości i walczyć o podtrzymanie niknących nadziei na złapanie podium Ekstraklasy. Teoretycznie powinno być łatwo – Lechia Gdańsk to nie Chelsea, a ostatni mecz w Warszawie wygrała jeszcze w minionej dekadzie. Pomorzanie jednak zaczęli bardzo dobrze, od szybkiej i odważnej gry na bramkę Kacpra Tobiasza, przez co Wojskowi musieli się napocić przy zatrzymywaniu Camilo Meny czy Wjunnyka. Legia podchodziła pod bramkę Lechii, ale była przed nią nieskuteczna. Przełomowa mogła być sytuacja z 22. minuty, kiedy Maksym Khlan faulował Luquinhasa i mógł wylecieć z boiska. Skończyło się na żółtej kartce i gra wróciła do wymiany ciosów. Za to w 30. minucie rzut wolny Lechii skończył się imponującym golem Rifeta Kapicia, który wybrał dalsze okienko zza muru i otworzył wynik. Mało tego, Tobiasz na raty bronił jeszcze w 33. minucie strzał Meny.

Jeszcze przed tymi sytuacjami sfrustrowani kibice krzyczeli „Legia grać”, a mimo to Legia pozostawała bezradna i wszystko wskazywało, że do szatni zejdzie z niczym. Zmieniły to ostatnie sekundy, gdy walka o piłkę głowami skończyła się poprzeczką i nieudaną interwencją Weiraucha, a Luquinhas skorzystał z zagubionej futbolówki i wepchnął ją do bramki. Druga połowa zaczęła się zgoła inaczej, gdy upadek Szkurina w polu karnym z 50. minuty najpierw był długo analizowany, a później oznaczał rzut karny dla Legii. Białorusin sam podszedł do wykonania i… oddał piłkę wprost w rękawice Weiraucha. Nie układał się ten mecz gospodarzom mimo rosnącej przewagi, co pokazała też akcja z 57. minuty. Maxi Oyedele świetnie znalazł prostopadłą piłką Vinagre’a, ale ten nie zmieścił strzału w bramce.

Choć dominacja Wojskowych była już niepodważalna, to i obrona miała sporo pracy, a Oyedele czy Kapuadi regularnie stawali na drodze kontr Lechii. Biało-Zieloni szanowali punkt na tablicy i walczyli o jego utrzymanie, chwilami desperacko. Tak można opisać próbę wybicia piłki przez Eliasa Olssona, który trafił w poprzeczkę własnej bramki. Gdy rozpoczął się doliczony czas, kibice Legii zamarli, bowiem Kapić doskonale wypuścił Tomasa Bobcka sam na sam i tylko Tobiasz go zatrzymał. Skoro "piłki meczowej" nie wykorzystała Lechia, zrobili to miejscowi już w 96. minucie. Biczachczian z rożnego dośrodkował wprost na głowę Jana Ziółkowskiego, który głową zamknął wynik!

Statystyki meczu Legia - Lechia
Statystyki meczu Legia - LechiaFlashscore

Jagiellonia Białystok - Zagłębie Lubin (1:3)

Przy Słonecznej Jagiellonia strzela gola każdemu rywalowi ligowemu, z kolei nikt nie zdobywa mniej bramek niż Miedziowi. Jeśli w czymś swoich szans miało upatrywać Zagłębie, to w zmęczeniu gospodarzy po czwartkowym ćwierćfinale Ligi Konferencji. Dominacja mistrzów Polski w pierwszych fragmentach była bardzo widoczna i udało się potwierdzić ją golem otwierającym wynik w 15. minucie. Jarosław Kubicki świetnie wypatrzył Jesusa Imaza wychodzącego między obrońców, Hiszpan dobrze przyjął piłkę i pokonał Dominika Hładuna, budząc trybuny do wspólnego świętowania. Mecz wydawał się układać wg planu Dumy Podlasia, ale kolejne – choć wciąż nieliczne – wypady Miedziowych sprawiały gospodarzom coraz więcej problemu. 

W 26. minucie Kajetan Szmyt wszedł lewą stroną i niesygnalizowanym uderzeniem pod bliższe okienko chciał zaskoczyć Abramowicza. Co nie udało się lepszym strzałem, to weszło przy znacznie gorszej próbie chwilę później. Tym razem obrońcy ograbili z piłki Tomasza Pieńkę, a wbiegający za nim Szmyt posłał piłkę w środek bramki, gdzie zbyt nisko ustawiony Abramowicz nie zdołał obronić. Nieoczekiwane wyrównanie dodało skrzydeł Miedziowym, a końcówkę pierwszej części przerywały problemy zdrowotne. Zagłębie straciło Mateusza Wdowiaka, w barwach Jagi za linię kuśtykał Darko Czurlinow. Doliczony czas zamknął rzut wolny Joao Moutinho, który po rękawicach Hładuna i słupku opuścił światło bramki.

Churlinov ostatecznie powrócił do gry po przerwie, za to po raptem trzech minutach zejść musiał kontuzjowany Skrzypczak. Jaga nie mogła ponownie narzucić swojego rytmu, a w 60. minucie powinna stracić drugą bramkę. Świetnie interweniował Abramowicz, za to Dawid Kurminowski sytuacyjnym strzałem się nie popisał. Kolejne ataki Dumy Podlasia sypały się jeszcze przed strzałem, tymczasem kontra z 80. minuty wypuściła Tomasza Pieńkę, którego tylko świetna reakcja Abramowicza zatrzymała. Pieńko miał szansę na rehabilitację, gdy w 85. minucie podszedł do wykonania rzutu karnego po faulu Enzo Ebosse. Zmarnował ją, Abramowicz obronił, ale Imaz za szybko wszedł w pole karne i jedenastkę trzeba było powtarzać. W końcu wstrzelił się Pieńko i wynik stał się niemal sensacyjny. Osiem doliczonych minut przedłużało nadzieje Jagi, ale skończyło się tylko celną główką Romanczuka, którą Hładun pewnie złapał. Za to Miedziowi wyprowadzili jeszcze jedną kontrę, w której Adamski dograł do Pieńki i ten dobił Jagiellonię trzecim golem!

Statystyki meczu Jagiellonia - Zagłębie
Statystyki meczu Jagiellonia - ZagłębieFlashscore

Puszcza Niepołomice - Radomiak Radom (2:2)

Gdy przed rokiem te same drużyny spotkały się w lany poniedziałek, bramkarz Radomiaka zdobył sensacyjnego gola. Ale dziś Gabriela Kobylaka nie było i jego koledzy z pola musieli szukać przewagi. Właśnie do Radomiaka należał otwierający kwadrans, zwieńczony tylko jednym celnym uderzeniem, kompletnie niegroźnym dla Kewina Komara. Im bliżej przerwy, tym większa była przewaga gości, podczas gdy Puszcza miała problem z utrzymaniem piłki na kilka podań. Tylko w stałych fragmentach mogli szukać nadziei gospodarze. Dopiero w 51. minucie Puszcza zdołała postraszyć Kikolskiego, gdy rozegranie rzutu wolnego skończyło się strzałem Konrada Stępnia, który jednak posłał piłkę nad poprzeczką.

W rewanżu Rafał Wolski zdołał wedrzeć się w pole karne gospodarzy w 54. minucie i spomiędzy obrońców oddał strzał… również tylko nad bramką. 10 minut później miał miejsce kolejny groźny atak Zielonych, tym razem z finalizacją Grzesika, którego główka minęła bramkę. Wreszcie, w 69. minucie rzut rożny wykonany przez Wolskiego spadł na głowę Kamila Pestki, który zdołał pokonać Komara. Nic nie zwiastowało odpowiedzi Żubrów, a jednak ta nadeszła: w 85. minucie Piotr Mroziński wrzucił piłkę spod prawej linii, a ta – po szczęśliwym rykoszecie od pleców Agouzouladotarła do Antoniego Klimka. Ten nie przyjmował, tylko od razu wsunął piłkę pod bliższy słupek. Wrzawa na stadionie jeszcze nie ustała, gdy Radomiak wyprowadził swój cios. Grzesik wycofał do wbiegającego Michała Kaputa, a ten z prawie 20 metrów pokonał Komara uderzeniem po ziemi. Znów na musiku, Puszcza nie zamierzała się poddać – przecież w końcówkach karciła już nie takich rywali. I udało się, w pierwszych doliczonych sekundach wrzut Abramowicza z autu pozwolił Romanowi Jakubie ponownie wyrównać. Iście filmową piłkę meczową miał Klimek w ostatnich sekundach, gdy wszedł w pole karne ruletą i nieznacznie minął dalszy słupek strzałem. Ten remis - choćby na chwilę - pozwala Puszczy wygrzebać się ze strefy spadkowej.

Statystyki meczu Puszcza - Radomiak
Statystyki meczu Puszcza - RadomiakFlashscore