Arka Gdynia - Radomiak Radom (1:1)
Spotkanie w Gdyni rozpoczęło się z kilkuminutowym opóźnieniem, które było spowodowane odpaleniem rac przez miejscowych kibiców. Kiedy zabrzmiał pierwszy gwizdek, do ataku ruszyli gospodarze i już w 14. minucie otworzyli wynik rywalizacji. Wówczas po dośrodkowaniu Sebastiana Kerka z rzutu rożnego najwyżej w polu karnym wyskoczył Dawid Abramowicz i strzałem głową z bliskiej odległości pokonał Filipa Majchrowicza. Doświadczony obrońca powstrzymywał jednak radość z gola, w końcu w klubie z Radomia spędził pięć sezonów.
Podopieczni trenera Joao Henriquesa mieli spore problemy z intensywną grą rywali i często uciekali się do fauli. W 27. minucie żółtą kartką ukarany został Joao Pedro, wcześniej identyczne napomnienie zobaczył Abdoul Tapsoba. Przed przerwą byli jednak blisko wyrównania, kiedy efektowne uderzenie oddał Vasco Lopes, ale wspaniałą interwencją popisał się z kolei Damian Węglarz.
Wydawało się, że druga odsłona starcia rozpocznie się od szybkiego wyrównania. Tuż po wznowieniu gry po zamieszaniu w polu karnym do siatki głową trafił Michał Marcjanik, ale po chwili arbiter odwołał gola ze względu na pozycję spaloną Tapsoby. Po nim uderzali także Kerk i Julien Crlestine - w pierwszym przypadku refleksem wykazał się Majchrowicz, a w drugim przeciwników uratował słupek.
Niewykorzystane sytuacje zemściły się niemal błyskawicznie. Po godzinie gry Radomiak przejął inicjatywę, a wprowadzony na murawę Rafał Wolski posłał fantastyczne podanie do Jana Grzesika, który strzelił trzeciego gola w sezonie.
W końcówce spotkania obie ekipy miały szansę na zmianę wyniku, choć bardziej aktywną stroną od momentu zdobycia bramki byli goście. Ostatecznie jednak na drodze stanął brak skuteczności oraz dobra dyspozycja bramkarzy, a drużyny musiały zadowolić się jednym punktem.
Po meczu powiedzieli:
"Czujemy niedosyt. Mecz był co prawda wyrównany i mógł się potoczyć w różnym kierunku, to decydującym momentem była sytuacja, w której strzeliliśmy gola na 2:0 i tylko dzięki dużej skrupulatności sędziów ta bramka nie została uznana" – podkreślił trener Arki, Dawid Szwarga.
Szkoleniowiec beniaminka jest zdania, że bardzo dobry w wykonaniu gospodarzy był początek drugiej połowy.
"Przez 15 minut gra toczyła się praktycznie na połowie rywala. Pierwsze wejście gości w naszą połowę, kiedy Wolski pokazał swoją jakość i zaliczył asystę, zakończyło się stratą przez nas bramki. A od 65-70 minuty oddaliśmy Radomiakowi inicjatywę i nie potrafiliśmy utrzymać się na jego połowie" – powiedział.

35-letni trener przekonuje, że jego drużyna zanotowała progres w porównaniu do pierwszego przegranego 0:1 meczu w Lublinie z Motorem.
"Rywalizowaliśmy dzisiaj z najbardziej intensywną drużyną w ekstraklasie. W pierwszej kolejce radomianie przebiegli ponad 2500 metrów sprintem i w tym elemencie byli najlepsi. Na każdej pozycji ten zespół ma bardzo szybkich zawodników" – ocenił.
Z kolei trener Radomiaka nie ukrywa, że było to spotkanie, które jego drużyna mogła zdecydowanie lepiej kontrolować.
"Pierwsza bramka dla rywali padła po stałym fragmencie, później próbowaliśmy odwrócić losy meczu, ale do przerwy nie stworzyliśmy sobie żadnej klarownej sytuacji" – stwierdził Joao Henriques.

Portugalski szkoleniowiec uznał, że przełomowy moment drugiej połowy miał miejsce w 49. minucie, kiedy arbiter nie uznał drugiego trafienia dla Arki.
"Przy stanie 0:2 mielibyśmy spore problemy. W dalszym fragmencie wykreowaliśmy sporo okazji, mieliśmy dużo możliwości, aby zdobyć bramkę i udało nam się doprowadzić do remisu. Akceptujemy ten wynik, natomiast nie jesteśmy z tego w pełni zadowoleni, bo przyjechaliśmy do Gdyni po zwycięstwo. Mamy jeden punkt i trzeba to szanować, mieliśmy jednak szansę, aby zdobyć trzy" – dodał.
Henriques nie jest również zaskoczony bardzo dobrą strzelecką dyspozycją prawego obrońcy Jana Grzesika, który zdobył swoją trzecią bramkę.
"Grzesik miał świetny poprzedni sezon i ten również rozpoczął na bardzo dobrym poziomie. Strzelił trzy bardzo ważne dla nas bramki. Mam nadzieję, że wszyscy zawodnicy podążą za Jankiem i pójdą w dobrą stronę. Ten gol padł po bardzo dobrej akcji – był odbiór, asysta oraz precyzyjne uderzenie. Mamy jednak wiele rzeczy do poprawy, nasza gra nie jest perfekcyjna, ale z tygodnia na tydzień chcemy być coraz lepsi" – podsumował Portugalczyk.
Cracovia - Bruk Bet Termalica Nieciecza (2:0)
Pierwszy kwadrans meczu rozgrywanego w Krakowie to znaczna przewaga gości. Podopieczni trenera Marcina Brosza częściej utrzymywali się przy piłce i regularnie zbliżali się do pola karnego rywali, jednak bez efektów, gdyż strzały Gabriela Isika czy Macieja Wolskiego nie mogły zagrozić Henrichwoi Ravasowi.
Drugi z zawodników wkrótce odnalazł się za to we własnej szesnastce, kiedy w ostatniej chwili zablokował uderzenie Otara Kakabadze. Takiego wyczucia nie miał jednak Morgan Fassbender, który po chwili zagrał futbolówkę ręką. Sędzia Jarosław Przybył potrzebował co prawda pomocy VAR, ale po chwili podyktował jedenastkę, którą na gola pewnym strzałem zamienił Ajdin Hasić.
Po objęciu prowadzenia Cracovia grała odważniej, oddając więcej uderzeń, jednak nie udało jej się podwoić wyniku. Zawodnicy Pasów musieli również zachowywać koncentrację w defensywie, gdyż drużyna z Niecieczy regularnie próbowała wykorzystywać swoją broń, czyli stałe fragmenty gry.
Po zmianie stron tempo spotkania spadło, a gra toczyła się głównie w środku boiska. Obaj szkoleniowcy postanowili zareagować, dokonując kilku zmian. I to właśnie jeden z rezerwowych wkrótce przełamał impas.

W 79. minucie z rzutu wolnego precyzyjne dośrodkowanie w pole karne posłał Mikkel Maigaard. Tam najlepiej odnalazł się Mauro Perković, który mocnym strzałem głową podwyższył prowadzenie na 2:0, ustalając jednocześnie wynik spotkania. Pasy wygrały zatem drugi mecz pod wodzą Luki Elsnera, który notuje świetny start na polski boiskach.
Po meczu powiedzieli:
"To był ciężki mecz, o wyniku zadecydowały stałe fragmenty" - ocenił trener Luka Elsner.
Słoweniec przyznał, że zgodnie z oczekiwaniami rywale postawili ciężkie warunki.
"Termalica od początku wywierała na nas mocną presję, ale z każdą minutą rośliśmy. Umieliśmy się też przeciwstawić, wykonaliśmy świetną robotę jeśli chodzi o stałe fragmenty gry, po których zdobyliśmy dwie bramki i dzięki temu wygraliśmy" - ocenił.
Elsner poinformował też, że obrońca Oskar Wójcik, który opuścił przedwcześnie boisko, po zderzeniu się głową z rywalem, pojechał do szpitala na badanie tomografem.
Szkoleniowiec "Pasów" nie chciał też komentować informacji o możliwym pozyskaniu przez Cracovię jej byłego piłkarza Mateusza Klicha.
"To nie jest moja rola, aby komentować spekulacje transferowe. Za wcześnie na to. Doceniam Mateusza jako piłkarza" - odparł.

Trener Bruk-Betu Marcin Brosz nie był po meczu w najlepszym nastroju.
"Początek meczu był optymistyczny w naszym wykonaniu, ale brakowało nam podań za plecy rywala. Dlatego nasze akcje nie kończyły strzałami, ale na szesnastym metrze. Cracovia wyprowadzała szybkie kontrataki. Po stracie bramki szybko chcieliśmy wyrównać, kilka razy było blisko. W drugiej połowie zabrakło nam podań przybliżających do bramki rywala. Cracovia lepiej przygotowała się do tego spotkania. Mam nadzieję, że jak spotkamy się w rewanżu, to powalczymy o lepszy wynik" - stwierdził.
Brosz bardzo ubolewał z powodu kontuzji Kamila Zapolnika.
"To nie tylko nasz kapitan i najlepszy strzelec, ale i osobowość, która bardzo dobrze funkcjonuje w naszym schemacie gry. Jego rola jest kluczowa. Nie możemy też skorzystać z Rafała Kurzawy. Te kontuzje pozornie nie wydają się ciężkie, ale na razie nie wiadomo kiedy wrócą do gry. Zacytuję naszego lekarza - musimy czekać" - podsumował.