Wisła Płock - Piast Gliwice (2:0)
Bezbłędna dotąd Wisła kontra bezradny Piast Gliwice – to starcie miało zdecydowanego faworyta w postaci Nafciarzy. Tyle że gospodarze w Płocku nazbyt często tracili piłkę w prosty sposób. Piast, dla kontrastu, wymieniał podania hurtem i tylko nic z tego nie wynikało. Śląski zespół wydawał się mieć kontrolę, za to nie miał pomysłu na grę. Dlatego to Wisła pierwsza uderzyła, gdy akcja prawą stroną pozwoliła Jimenezowi odwrócić się i uderzyć. Zamiast bliskiego słupka znalazł rękawice Placha.
Otwierające pół godziny zwieńczył przewrotką Iban Salvador i choć gola nie mogło być (spalony), to kibice w końcu zobaczyli coś ciekawego. Do szatni obie ekipy miały udać się bez goli, ale Wiktor Nowak świetnie dograł do Kuna wchodzącego lewą flanką, a ten z dużym spokojem przerzucił piłkę na dalszy słupek, gdzie pod główkę wszedł Jorge Jimenez i otworzył wynik golem do szatni.
Powrót na boisko przyniósł „mały przełom” po stronie Piastunek – Igor Drapiński w 50. minucie oddał pierwszy celny strzał gliwiczan w tym sezonie, choć jego wolej skozłował i wpadł w ręce Leszczyńskiego. Odpowiedź Wisły pokazała, jak duża różnica jest między tymi zespołami: po 10 minutach Dominik Kun huknął z 16 metrów, a piłka od poprzeczki i ręki Frantiska Placha wpadła do bramki. Paradoksalnie, najbliżej gola dla Piasta był Marcin Kamiński. Defensor Wisły próbą wybicia skierował piłkę w słupek własnej bramki. To było więcej niż całe 0,25 xG wypracowane przez gości. Piast był porażająco statyczny i czytelny, co przy poukładanej grze Wisły nie dało szans na pierwszego gola w sezonie. Trener Misiura może świętować perfekcyjny debiut w lidze, trener Max Molder - wręcz przeciwnie.

Zagłębie Lubin - Korona Kielce (1:1)
Pierwszy pojedynek 3. kolejki rozpoczął się całkiem nieźle, od wysokiego ustawienia i apetytu na szybki ruch obu drużyn, gdy tylko nadarzy się okazja do ataku. Szybko zarysowała się przewaga Korony, gdy przed upływem 10 minut kolejno Remacle i Błanik strzelali na bramkę – obaj za blisko rąk Hładuna. Próby odpowiedzi Miedziowych były boleśnie niecelne, a groźnie pod bramką Xaviera Dziekońskiego zrobiło się dopiero w 25. minucie, gdy dośrodkowanie Kłudki odbił Pieczek i bramkarz musiał wracać na bliższy słupek. Chwilę przed gwizdkiem Remacle huknął pod dalszy słupek z dystansu – kąśliwie, ale czytelnie dla bramkarza Lubina.
Jak niemrawa była gra w pierwszej połowie, tak w drugiej niewiele wskazywało na ożywienie i poprawę widowiska. Aż kwadrans czekaliśmy, by Zagłębie zaliczyło swój pierwszy celny strzał w meczu, ale Radwański nie przestraszył Dziekońskiego. Dopiero błąd Ławniczaka pozwolił otworzyć wynik, gdy wprowadzony po przerwie Antonin świetnie odnalazł się z piłką, znów minął Ławniczaka i huknął pod poprzeczkę. Rezerwowi pomogli też gospodarzom, bowiem Sypek udanym odbiorem otworzył sobie drogę do asysty przy golu Kosidisa, który ustawił się świetnie, obrócił z piłką i oszukał Dziekońskiego. Po chwilowym przyspieszeniu mecz znów „siadł” i w dość przypadkowej sytuacji Antonin mógł zamknąć wynik golem w 86. minucie, gdyby nie przestrzelił. Swoje okazje mieli Miedziowi w doliczonym czasie, ale w tym meczu na wygraną nikt nie zasłużył.
