Więcej

Niedziela z Ekstraklasą: Kompromitacja Lecha w doliczonym czasie, Radomiak łapie remis

Zaktualizowany
Niedziela z Ekstraklasą: Powtórka z koszmaru Jagiellonii, trzeba zapomnieć o obronie tytułu
Niedziela z Ekstraklasą: Powtórka z koszmaru Jagiellonii, trzeba zapomnieć o obronie tytułuMaciej Rogowski / Alamy / Profimedia
Niedzielę otworzyła druga z rzędu fatalna porażka Jagiellonii, tym razem w Kielcach. W Zabrzu Górnik i Widzew nieskutecznie próbowały wygrzebać się z dołka, w jaki wpadły ostatnio. Dzień zamknął pojedynek Radomiaka z Lechem Poznań, który musiał wygrać, a pozwolił odebrać sobie punkty w doliczonym czasie.

Radomiak Radom - Lech Poznań (2:2)

Choć nie wygrali od trzech kolejek, piłkarze z Radomia pozostają bezpieczni w tabeli Ekstraklasy. W niedzielę chcieli więc sprawić niespodziankę i utrzeć nosa jednej z dwóch ostatnich drużyn walczących o tytuł. Już w trzy minuty Zieloni mieli trzy rzuty rożne, a Kolejorz długo mozolił się z własnej połowy. Gdy ta sztuka się udała, prowadzenie przyszło aż zbyt łatwo. Dogranie Filipa Jagiełło z prawej strony idealnie znalazło Mikaela Ishaka przed bramką, a ten strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Kikolskiemu. Skrzydła radomian zostały podcięte i w kolejnych fragmentach Lech dość pewnie kontrolował przebieg gry, szukając kolejnego trafienia. To nie przychodziło długo, ale pół godziny po pierwszym trafieniu nieporozumienie Marco Burcha i Macieja Kikolskiego pozwoliło pomocnikowi Lecha podwoić prowadzenie główką. Filip Jagiełło zaliczył więc asystę i gola, w dodatku dzień po narodzinach dziecka.

Jak bywało już w tym sezonie, druga połowa w wykonaniu Kolejorza nie przypominała w niczym tej pierwszej. Radomiak od pierwszej minuty ruszył do ataku, by odrobić straty. Ogromna większość wysiłku była niweczona albo przez broniących się dzielnie lechitów, albo przez niedokładność gospodarzy. Wydawało się, że dwie bramki będą bezpiecznym buforem, jednak nacisk Zielonych dociskał Lecha i skazywał na coraz większe cierpienie. Na kwadrans przed końcem Radomiak miał już 12 rzutów rożnych na koncie. Wreszcie, koszmarny błąd Kozubala przy wyprowadzeniu piłki od bramki pozwolił uruchomić Capitę Capembę, który przyjął i huknął w okienko zza pola karnego.

Cierpienia Lecha były coraz większe, a gospodarze nie ustawali, gdy jedna kontra przerwała wszystko: Ishak zdołał pokonać Kikolskiego po raz drugi w 88. minucie. VAR analizował sytuację i odwołał gola, tyle że impet już osłabł. Sędzia oddał jednak minuty w doliczonym czasie, a Radomiak wszedł w niego najlepiej, jak się dało: wrzutka gospodarzy odbiła się od Antonio Milicia, potem od słupka i Tapsoba zdołał dobić ją do bramki. 2:2!

Statystyki meczu Radomiak - Lech
Statystyki meczu Radomiak - LechFlashscore

Górnik Zabrze - Widzew Łódź (0:0)

Obie drużyny ostatnio szukają zwycięskiego stylu, jaki prezentowały jeszcze na początku wiosny. Gra RTS-u i Trójkolorowych mocno wyblakła, dlatego niezłe wejście Widzewa należało przyjąć z entuzjazmem. Już w 4. minucie sytuacyjne uderzenie Frana Alvareza szło pod poprzeczkę i Majchrowicz sporym wysiłkiem sparował je nad poprzeczkę. Kolejnych okazji jednak brakowało i walka przeniosła się na dobre do środka boiska. Pod bramką Gikiewicza cieplej zrobiło się dopiero po półgodzinie, gdy upadek Taofeeka Imsaheela nie doczekał się rzutu karnego. To był zwiastun lepszego momentu zabrzan, którzy atakowali potwornie niecelnym strzałem Podolskiego z dystansu i główką Olkowskiego, która poszła nad poprzeczkę. Choć Rafał Gikiewicz ostatecznie musiał piłkę zatrzymać, to do przerwy mecz miał temperaturę ledwo sięgającą 15 stopni w słonecznym Zabrzu.

Mecz ożywił się po zmianie stron, jakby wskutek reprymendy w obu szatniach. Niestety, nieco szybsza gra nie owocowała klarownymi sytuacjami i ponownie nadziei na przełamanie impasu przyszły wypatrywać w analizie potencjalnego karnego, gdy Josema zagrał piłkę… barkiem czy ręką? VAR wskazał to pierwsze i dwa zespoły kontynuowały mizerię, w której na kwadrans przed końcem suma 13 strzałów z każdej strony przekroczyła 1 xG. Na pięć minut przed końcem kibice z Torcidy widzieli już gola, ale po rzucie wolnym Ousmane Sow haniebnie przestrzelił. Finałowe minuty należały do Górnika, który wszedł w doliczony czas niecelnym uderzeniem Podolskiego. Ostatecznie nic nikomu jednak nie wpadło i o meczu możemy zapomnieć. Zawodnicy na pewno będą chcieli.

Statystyki meczu Górnik - Widzew
Statystyki meczu Górnik - WidzewFlashscore

Korona Kielce - Jagiellonia Białystok (3:1)

Mistrzowie Polski przyjechali do Kielc „na musiku”, jeśli chcieli pozostać w grze o tytuł. Zaczęli z adekwatnym nastawieniem, raz za razem niepokojąc Rafała Mamlę i obronę gospodarzy. Pierwszą dobrą sytuację miał Jarosław Kubicki w 8. minucie, ale walkę sam na sam wygrał Mamla. Po kwadransie rzut wolny skończył się strzałem Romanczuka w spojenie, a chwilę później Tomasz Kwiatkowski wskazał na 11. metr po upadku Imaza. VAR przywołał arbitra przed ekran, ale decyzja się nie zmieniła i Afimico Pululu pewnie pokonał Mamlę

To momentalnie pobudziło Koronę do reakcji. Gospodarze robili wiele, ale długo nie było żadnego efektu. Gdy w 40. minucie padł Długosz w polu karnym i gospodarze domagali się karnego, dostali jedynie zmianę – z kontuzją zszedł Kubicki. Kielczanie nie ustali i zostali nagrodzeni. Najpierw Matuszewski szukał bliższego okienka, odczytany przez Abramowicza, a w ostatnich sekundach doliczonego czasu rzut rożny skończył się wrzutką Błanika z lewej i świetną główką Jauhenija Szykauki. Gol! Pierwszy w wykonaniu Białorusina w tym sezonie.

Złocisto-Krwiści świetnie skończyli pierwszą połowę i nie gorzej otworzyli drugą. Raz jeszcze Błanik ułożył piłkę na lewej flance – tym razem z rzutu wolnego – i wrzutka dała perfekcyjny efekt, dając trafienie Pau Resty. Próbę reakcji Pululu zatrzymał ofiarnym wślizgiem Sottiriou i Korona wydawała się mieć kontrolę nad meczem. Powrót idealny? Jeszcze nie, kielczanie wcale nie zamierzali na tym poprzestać. Gdy wybiła godzina, Mateusz Fornalczyk zszedł sam z lewej do środka i z 18 metrów huknął w samo okienko, wprawiając komplet widowni w euforię. Nic nie zwiastowało podniesienia się przez mistrzów, zwłaszcza w obliczu bólu prawego kolana, z którym grał Pululu. Angolczyk musiał zejść, moment później czwartego gola Korony nie uznał arbiter (słusznie, piłka opuściła boisko), ale prowadzenie gospodarzy pozostało niezagrożone.

Statystyki meczu Korona - Jagiellonia
Statystyki meczu Korona - JagielloniaFlashscore