Światło czerwone. Wizerunek ligi
Ostatnią kolejkę zdominowały nie tylko tematy boiskowe, ale także te szatni. A w przypadku Pogoni można powiedzieć, że i spoza niej, gdyż Efthymios Koulouris opuścił drużynę i wyjechał do Grecji. Oficjalnie z powodu kontuzji, niemal równie oficjalnie ze względu na chęć wymuszenia zgody na transfer.
Drugą często poruszaną kwestią jest oczywiście zmiana w bramce Widzewa i nerwowe przyjęcie tej informacji przez dotychczasową "jedynkę", czyli Rafała Gikiewicza. Tutaj wciąż opieramy się raczej na doniesieniach, ale wszystko brzmi dość wiarygodnie.
W ogóle jednak nie zamierzam oceniać postaw obu zawodników, gdyż jak to bywa, nie wiemy wszystkiego. Dodatkowo w przypadku Greka zrozumienie chęci przenosin do Arabii Saudyjskiej i zabezpieczenie przyszłości zarobkami w wysokości czterech milionów euro rocznie wyraził sam właściciel Pogoni, Alex Haditaghi, który przecież jest i stroną konfliktu. Szkoda po prostu, że nie udaje się takich nieporozumień zażegnać wewnątrz klubów, gdyż może to być słaby znak dla zawodników zastanawiających się nad przenosinami do Polski, co oczywiście nie oznacza, że polskie kluby mają się nie szanować. Warto jednak wypracować takie formuły, które pozwolą załatwić sprawę z klasą i zachować odpowiedni (rosnący przecież) PR naszych rozgrywek.
Światło pomarańczowe. Dwa fronty to wciąż za dużo?
O ile polskie kluby w ostatnich miesiącach zaczęły zaprzeczać tezie o braku umiejętności gry w europejskich pucharach, to niestety zaczynają potwierdzać tę o braku umiejętności łączenia ich z rozgrywkami krajowymi. A nie tak miało być. Jako kibice polskiego futbolu liczyliśmy oczywiście w końcu na wzrost znaczenia choćby i w Lidze Konferencji, jednak przecież nie kosztem gorszej postawy w lidze.
W tej kwestii gorzej wiedzie się oczywiście Rakowowi, który po trzech kolejkach ma na koncie dwie porażki. Więcej wymagamy jednak także od Legii Warszawa. Podopieczni Edwarda Iordanescu też mają prawo do gorszego dnia, ale nie wypada im kończyć spotkania z o wiele słabszym kadrowo beniaminkiem bez gola i z jednym punktem. Zwłaszcza przed własnymi kibicami. To wpadki, z których polskie kluby, nie tylko te wymienione, muszą jak najszybciej wyciągnąć wnioski. W innym przypadku lepsza postawa w rozgrywkach międzynarodowych może okazać się jedynie przelotnym sukcesem, a nie dowodem rozwoju.
Światło zielone. Radom ofensywny
Przy tym wszystkim nie wolno nam również zapomnieć o docenieniu Radomiaka, który te rozgrywki zaczął z przytupem. Nie chodzi tylko o dwie wygrane z Pogonią i Rakowem właśnie, ale także ich rozmiar i ogólny "rozmach" w ofensywie. Nowi zawodnicy jak Maurides okazują się świetnym wzmocnieniem, a progres notują także ci, którzy w drużynie mają już większy staż, jak Roberto Alves, autor fantastycznego gola Capita czy nasz Jan "Joao" Grzesik.
Prawdziwy Joao, czyli trener Henriques, ewidentnie potrafi nadać drużynie swój styl, a kibiców cieszy, że jest on nastawiony na atak i zapewnienie show. Wszyscy chcielibyśmy, aby tym kierunkiem podążali także inni, zamiast próbować przetrwać kolejne sezony kilogramem remisów. Po pierwsze korzystają na tym kibice, którzy oglądają kwintesencję piłki w postaci goli, po drugie chętniej przybędą do nas gracze ofensywni, a po trzecie zapewne więcej zarobią kluby, po przecież piłkarze o takim profilu z reguły zyskują na wartość bardziej niż defensywni. Ogólnie mamy tu do czynienia z serią relacji win-win-win..., a tego nam trzeba, by utrzymać właściwy kierunek dla naszych rozgrywek.
