Ligowy semafor: Popsute święto w Chorzowie, kryzys pucharowiczów i przemiana Górnika

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Popsute święto w Chorzowie, kryzys pucharowiczów i przemiana Górnika

Ligowy semafor: Popsute święto w Chorzowie, kryzys pucharowiczów i przemiana Górnika
Ligowy semafor: Popsute święto w Chorzowie, kryzys pucharowiczów i przemiana GórnikaProfimedia
W 13. kolejce PKO BP Ekstraklasy działo się naprawdę wiele. W Chorzowie doszło do kilku spięć - na murawie, jak i poza nią. Uczestnicy europejskich pucharów złapali solidną zadyszkę, z kolei w Chorzowie wreszcie ktoś otworzył okno i ustawił armaty w odpowiednim miejscu. Oto podsumowanie rundy naszym okiem.

Światło czerwone. Sędziowanie psuje piłkarskie święto

Ruch Chorzów, który do tej pory musiał rozgrywać mecze w roli gospodarza w Gliwicach, wrócił na Stadion Śląski po 14. latach. Żadnemu kibicowi nie trzeba uświadamiać, jak legendarny dla polskiej piłki jest to obiekt. Dodatkowo inauguracja przy niemal 30 tysiącach kibiców przypadła na mecz z rozpędzonym liderem, czyli Śląskiem Wrocław. Generalnie, miało być tak pięknie...

I oczywiście w teorii dla fanów Niebieskich tak było, choć całość została zepsuta przez kilka kwestii. Pierwsza z nich to błędy sędziowskie. Gospodarzom nie można było odmówić zaangażowania i chęci sprawienia swoim sympatykom radości, jednak oba rzuty karne podyktowane przez Pawła Raczkowskiego były co najmniej dyskusyjne. Decyzje podważył także były arbiter międzynarodowy, a obecnie ekspert telewizji Canal+, Adam Lyczmański. 

Druga sprawa to potraktowanie przyjezdnych przez niektórych kibiców z Chorzowa, na co zwrócił uwagę dyrektor sportowy WKS-u, David Balda. Jego wpis mocno rozgrzał opinię publiczną, jednak bez względu na ocenę po prostu szkoda, że do jakichkolwiek incydentów musiało dojść. Co więcej, na nieprawidłowości przy organizacji spotkania narzekali także dziennikarze.

Cóż, nie ma już co rozdzierać szat. Najważniejsze, aby każda ze stron (również sędziowska) spojrzała na siebie krytycznie i wyciągnęła właściwe wnioski. Jeśli kolejne mecze Ruchu w Kotle Czarownic będą godne miana piłkarskiego święta, o wszelkich nieporozumieniach będzie można szybko zapomnieć.

Światło pomarańczowe. Czy to kryzys pucharowiczów?

Wszyscy znamy powtarzane od lat slogany o trudach łączenia gry na trzech frontach przez kluby z Ekstraklasy, co w zestawieniu z uczestnikami z innych rozgrywek po prostu brzmi jak zwykła wymówka. I żeby było jasne, daleki jestem od narzekania na formę Rakowa i Legii. Uważam, że zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi sezonami pucharowiczów w ligowych rozgrywkach radzą sobie naprawdę dobrze. Szóste i czwarte miejsce z kilkupunktową stratą do lidera nie przynosi wstydu, choć szczególnie drużyna z Warszawy ma większa aspiracje. Krótko mówiąc, celuje w mistrzostwo.

Trzeba jednak zwrócić uwagę na nieco większy spadek formy. Raków jedynie zremisował u siebie z Widzewem, a w poprzedniej kolejce przegrał z Górnikiem. Żeby jeszcze usprawiedliwił to korzystny wynik ze Sportingiem, ale biorąc pod uwagę okoliczności tego meczu, rezultat 1:1 trudno za taki uznać. 

Postawa Legii jest odwrotna. Warszawianie przegrali trzy ostatnie ligowe spotkania, tracąc w nich aż dziewięć bramek. Z drugiej strony w Lidze Konferencji idzie im całkiem dobrze. Po wywiezieniu zwycięstwa z Mostaru są liderami tabeli, ze sporymi szansami na awans do fazy pucharowej.

Lampka ostrzegawcza została zatem zapalona, pojawił się również dość irytujący dźwięk alarmu. Wierzę jednak, że tym razem nie skończy się to żadną katastrofą jednej z ekip, że to po prostu wkalkulowana obniżka formy. Swój optymizm opieram na potencjale ludzkim. Obecnie oba kluby prowadzone w rozsądny sposób, z jasną wizją rozwoju i odpowiednim planem. A zarówno Kostę Runjaicia jak i Dawida Szwargę uważam za ambitnych i świetnych fachowców, którzy nie będą podejmować pochopnych decyzji w panice. Nie będą, bo nie muszą, dlatego należy docenić także postawę dyrektorów sportowych.

Światło zielone. Górnik, wreszcie zmiana stron

Zespół z Zabrza w naszej rubryce zazwyczaj gościł w pierwszej sekcji. Ciężko było patrzeć, jak tak zasłużony klub prowadzony przez tak charyzmatycznego szkoleniowca tuła się gdzieś po dole tabeli. W dodatku wydawało się, że z kolejki na kolejkę jest coraz gorzej, a perspektyw wyjścia z tego marazmu brak. Jak się jednak okazało, futbol jest zupełnie nieprzewidywalny (może oprócz Złotej Piłki dla Messiego), więc i tym razem wielu z nas zaskoczył. 

Najpierw przyszedł remis ze Śląskiem Wrocław. Następnie zwycięstwo z mistrzem Polski. A w piątek podopieczni Jana Urbana urządzili swoim kibicom prawdziwe show, wygrywając z ŁKS-em aż 5:0. I to bez kontuzjowanego Lukasa Podolskiego. Bohaterem spotkania, jak i całej kolejki został Daisuke Yokota, który na boisku wyglądał jak Tsubasa (wiem, oczywiste porównanie, ale kto zna lepsze?!).

Kilka udanych spotkań i Trójkolorowi już znaleźli się w górnej części tabeli, wskakując na 9. pozycję. Czy kryzys został już zażegnany, to się dopiero okaże. Mnie jednak cieszy jedno. Że Górnik to kolejny klub, który (przynajmniej teraz) nie decydował się na pochopne ruchy, ze zmianą trenera włącznie. To dość nowy trend w Ekstraklasie, który dla całej ligi powinien być bardzo pouczający. A podtrzymany pozwolić jej wydobyć cały swój potencjał.

Autor: Joachim Lamch
Autor: Joachim LamchFlashscore