Jeśli Ruch spadnie, to największym zwycięstwem sezonu może okazać się to wyborcze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Jeśli Ruch spadnie, to największym zwycięstwem sezonu może okazać się to wyborcze
Jeszcze 6 kwietnia był w sektorze rodzinnym, a dzień później Szymon Michałek został wybrany prezydentem Chorzowa
Jeszcze 6 kwietnia był w sektorze rodzinnym, a dzień później Szymon Michałek został wybrany prezydentem ChorzowaProfimedia
Potocznie michałki to głupstwa i błahostki. Ale w Chorzowie Michałek to człowiek, który przez lata jednoczył kibiców wokół wielkiego celu, jakim jest zapewnienie Ruchowi domu. Po trzech kadencjach niespełnionych obietnic, Szymon Michałek już w pierwszej turze wysadził z fotela urzędującego prezydenta. Bo stadion dla Ruchu musi powstać.

Niedzielne ogłoszenie wyników wyborczych przyniosło przewidywalne wyniki w większości kraju. PiS wciąż kontroluje część sejmików wojewódzkich, ale nie wygrał w żadnym dużym mieście – to niezmiennie domena Koalicji Obywatelskiej. Jednym z wyjątków jest Chorzów, gdzie KO i PiS zostały zjedzone przez Szymona Michałka. Całkiem dosłownie – jego 55 proc. głosów w wyborach prezydenckich to więcej niż głosy Andrzeja Kotali (KO) i Grzegorza Krzaka (PiS) razem wzięte. 

Za Michałkiem nie stała żadna partia, stanęli za nim ludzie, w dużej mierze identyfikujący się z niebieskimi barwami Ruchu. Michałek, zawodowo ekonomista, przez lata dał się poznać jako zagorzały działacz społeczny. Oddolnie organizował jeden z najwspanialszych w Polsce sektorów rodzinnych na Cichej (a później w Gliwicach i na Śląskim) i prowadził kampanię na rzecz budowy nowego stadionu. Po trzech kadencjach Andrzeja Kotali postanowił stawić mu czoła i wygrał.

2023 – rok przesilenia

Gdy na początku 2023 nadzór budowlany zakazał dalszej gry na popadającym w ruinę obiekcie przy Cichej, Ruch stał się faktycznie bezdomny. Cierpliwość wobec prezydenta Kotali się skończyła. Michałek wykorzystał kampanię parlamentarną z zeszłego roku, by temat stadionu Ruchu Chorzów wszedł do ogólnopolskich mediów. 

To on pojawił się na wiecu Donalda Tuska wkrótce po zamknięciu stadionu i zapowiedział, że jeśli stadionu nie będzie, zrobi wszystko, by KO nie wygrała w Chorzowie (ostatecznie nie tylko pokonał Kotalę, ale i wprowadził dziewięciu radnych, uniemożliwiając KO samodzielne rządy). Parę dni wcześniej w Częstochowie też byli kibice Ruchu, jeden z nich wymógł na Tusku publiczne zruganie Kotali za lata zaniechań.

Tymi publicznymi wystąpieniami kibice Niebieskich zdobyli szeroką uwagę, a na propozycję spotkania z Szymonem Michałkiem odpowiedzieli też premier Morawiecki i minister sportu Kamil Bortniczuk. Już tydzień po wiecu Tuska, obiecując pomoc w sprawie stadionu. To wtedy, na początku kwietnia, pierwszy raz padła obietnica wsparcia kwotą nawet 100 milionów złotych. 

Od obietnicy do dofinansowania droga długa?

W efekcie publicznej obietnicy doszło do spotkania prezydenta Chorzowa z przedstawicielami rządu i porozumienia: obie strony wyłożą po ok. 100 milionów złotych, by sfinansować inwestycję obecnie wycenianą na ok. 250 milionów. W październiku wydawało się, że już nic inwestycji nie zatrzyma, ponieważ Ministerstwo Sportu i Turystyki ogłosiło listę projektów zakwalifikowanych do dofinansowania. Nowy stadion Ruchu znalazł się na liście z pełną obiecaną kwotą – 104 miliony.

Dobrą nowinę tuż przed październikowymi wyborami parlamentarnymi przywiózł osobiście premier Morawiecki, w blasku fleszy zapowiadając inwestycję. Tyle że wybory przegrał, a pod nowymi rządami przyszedł czas weryfikacji zakwalifikowanych projektów. Ponieważ w przedwyborczym deszczu (obiecanych) pieniędzy PiS przewidział zdecydowanie więcej środków niż miało być do dyspozycji, nastały niepewne chwile. 

Ruch Chorzów na ten stadion czeka od dekady, czy się doczeka?
Ruch Chorzów na ten stadion czeka od dekady, czy się doczeka?UM Chorzów

Bardzo szybko nowy minister sportu Sławomir Nitras skreślił z listy najdroższy projekt, wielkie centrum szkoleniowe PZPN w Otwocku, a to zrodziło obawy, że Chorzów podzieli los Otwocka. Niektórzy wieszczyli, że Nitras pieniędzmi na nowy stadion może uratować kampanię Andrzeja Kotali, ale minister z odsieczą nie przyszedł, Kotala poległ i dziś to Szymon Michałek zapowiada, że będzie niezmiennie walczył o nowy stadion, już w nowej roli.

Wczoraj, dzień po wygranych wyborach, Michałek o wymownej godzinie 19:20 (rok powstania Ruchu) powitał kibiców Ruchu pod magistratem. W tym samym miejscu, gdzie wielokrotnie zapraszał ludzi, by walczyć o stadion. Teraz przyszli posłuchać jego. Obiecał walczyć o realizację marzenia, które zawiodło go do wyborczej walki.

"Będziemy od początku pracowali nad tym, żeby pozyskać środki z Ministerstwa Sportu i Turystyki, dlatego bardzo zależałoby mi na spotkaniu z ministrem Sławomirem Nitrasem. W zależności od tego, czy będzie wyrażał zgodę na finansowanie, czy nie, będziemy podejmowali dalsze kroki. Jeżeli tak, będzie to prostsze i szybsze. Jeżeli nie, to będziemy to robili własnym sumptem i trochę dłużej to potrwa" – mówił Michałek, cytowany przez portal chorzowski.pl.

Jak Kotala latami stadion obiecywał

Przypomnijmy, że Andrzej Kotala przez trzy kadencje obiecywał inwestycję w arenę Ruchu. Szedł do wyborów samorządowych 2010 z hasłem budowy nowego stadionu. Kibice mu uwierzyli i zagłosowali, a on po wyborach zmienił koncepcję, chcąc przeprowadzki Niebieskich na wielki Stadion Śląski. Ten plan zniweczyły wysokie koszty najmu giganta i katastrofa budowlana przy przebudowie Kotła Czarownic. Trzeba było grać na Cichej, a fani chcieli tam nowej infrastruktury. Przeprowadzono konkurs, pod koniec 2013 roku powstała koncepcja architektoniczna areny na 12 tys. miejsc, z opcją szybkiego powiększenia do 16 tysięcy.

Plan nowego stadionu bardzo się przydał w kampanii wyborczej 2014, Kotala znów pokazywał wizualizacje i snuł plany. Ale i tym razem nic z tego nie wynikło. W kampanii 2018 stadion ponownie rysował się na horyzoncie, przeprowadzono pierwsze przetargi, a jeszcze cztery miesiące po wyborach Kotala obiecywał: "Przewidujemy, że wyłonimy wykonawcę w terminie nie dłuższym niż pół roku od daty ogłoszenia przetargu". I tylko przetargu nigdy nie ogłosił. A kilka miesięcy później – gdy kibice protestowali już na rynku i pod jego domem – przyznał, że w kasie miejskiej nie ma pieniędzy na inwestycję.

Rządowe dofinansowania zagrożone? Po decyzji ministra Nitrasa trwa wyczekiwanie
Rządowe dofinansowania zagrożone? Po decyzji ministra Nitrasa trwa wyczekiwanieUM Chorzów

Chorzów był o włos od straty uzyskanego już pozwolenia na budowę przez zaniechania prezydenta. Tak się nie stało, ale znalazły się kolejne powody, by nie budować: pandemia, brak dofinansowania rządowego, później konflikt rządu PiS z samorządami. Prezydent zawsze miał wymówkę i tylko kibice robili składki, by ratować coraz bardziej podupadły stadion. Latem 2020 remontowali z własnych środków zabytkową główną trybunę, by nie było wstydu zapraszać VIP-ów.

To nie tak, że Kotala jest wszystkiemu winien. Pandemia, galopująca inflacja czy kosztowne zmiany systemu podatkowego bardzo poważnie wpływały na możliwości 100-tysięcznego miasta. Wcześniej na drodze stawały choćby sprzeciw radnych (koniec 2013 roku) czy konieczność ratowania upadającego Ruchu miejskimi środkami (2016), która i tak tylko przedłużyła agonię będącą dziś – na szczęście – wspomnieniem.

Tyle że przez ponad dekadę cała Polska budowała stadiony, a w Chorzowie nie udało się wbić jednej łopaty. Wraz z odkładaniem koszty inwestycji wzrosły lawinowo. Z ok. 96 milionów szacowanych w 2013 do 250 milionów w 2023 roku za ten sam projekt. Tym więcej waży pytanie, czy stadion powstanie.