Niedzielne ogłoszenie wyników wyborczych przyniosło przewidywalne wyniki w większości kraju. PiS wciąż kontroluje część sejmików wojewódzkich, ale nie wygrał w żadnym dużym mieście – to niezmiennie domena Koalicji Obywatelskiej. Jednym z wyjątków jest Chorzów, gdzie KO i PiS zostały zjedzone przez Szymona Michałka. Całkiem dosłownie – jego 55 proc. głosów w wyborach prezydenckich to więcej niż głosy Andrzeja Kotali (KO) i Grzegorza Krzaka (PiS) razem wzięte.
Za Michałkiem nie stała żadna partia, stanęli za nim ludzie, w dużej mierze identyfikujący się z niebieskimi barwami Ruchu. Michałek, zawodowo ekonomista, przez lata dał się poznać jako zagorzały działacz społeczny. Oddolnie organizował jeden z najwspanialszych w Polsce sektorów rodzinnych na Cichej (a później w Gliwicach i na Śląskim) i prowadził kampanię na rzecz budowy nowego stadionu. Po trzech kadencjach Andrzeja Kotali postanowił stawić mu czoła i wygrał.
2023 – rok przesilenia
Gdy na początku 2023 nadzór budowlany zakazał dalszej gry na popadającym w ruinę obiekcie przy Cichej, Ruch stał się faktycznie bezdomny. Cierpliwość wobec prezydenta Kotali się skończyła. Michałek wykorzystał kampanię parlamentarną z zeszłego roku, by temat stadionu Ruchu Chorzów wszedł do ogólnopolskich mediów.
To on pojawił się na wiecu Donalda Tuska wkrótce po zamknięciu stadionu i zapowiedział, że jeśli stadionu nie będzie, zrobi wszystko, by KO nie wygrała w Chorzowie (ostatecznie nie tylko pokonał Kotalę, ale i wprowadził dziewięciu radnych, uniemożliwiając KO samodzielne rządy). Parę dni wcześniej w Częstochowie też byli kibice Ruchu, jeden z nich wymógł na Tusku publiczne zruganie Kotali za lata zaniechań.
Tymi publicznymi wystąpieniami kibice Niebieskich zdobyli szeroką uwagę, a na propozycję spotkania z Szymonem Michałkiem odpowiedzieli też premier Morawiecki i minister sportu Kamil Bortniczuk. Już tydzień po wiecu Tuska, obiecując pomoc w sprawie stadionu. To wtedy, na początku kwietnia, pierwszy raz padła obietnica wsparcia kwotą nawet 100 milionów złotych.
Od obietnicy do dofinansowania droga długa?
W efekcie publicznej obietnicy doszło do spotkania prezydenta Chorzowa z przedstawicielami rządu i porozumienia: obie strony wyłożą po ok. 100 milionów złotych, by sfinansować inwestycję obecnie wycenianą na ok. 250 milionów. W październiku wydawało się, że już nic inwestycji nie zatrzyma, ponieważ Ministerstwo Sportu i Turystyki ogłosiło listę projektów zakwalifikowanych do dofinansowania. Nowy stadion Ruchu znalazł się na liście z pełną obiecaną kwotą – 104 miliony.
Dobrą nowinę tuż przed październikowymi wyborami parlamentarnymi przywiózł osobiście premier Morawiecki, w blasku fleszy zapowiadając inwestycję. Tyle że wybory przegrał, a pod nowymi rządami przyszedł czas weryfikacji zakwalifikowanych projektów. Ponieważ w przedwyborczym deszczu (obiecanych) pieniędzy PiS przewidział zdecydowanie więcej środków niż miało być do dyspozycji, nastały niepewne chwile.
Bardzo szybko nowy minister sportu Sławomir Nitras skreślił z listy najdroższy projekt, wielkie centrum szkoleniowe PZPN w Otwocku, a to zrodziło obawy, że Chorzów podzieli los Otwocka. Niektórzy wieszczyli, że Nitras pieniędzmi na nowy stadion może uratować kampanię Andrzeja Kotali, ale minister z odsieczą nie przyszedł, Kotala poległ i dziś to Szymon Michałek zapowiada, że będzie niezmiennie walczył o nowy stadion, już w nowej roli.
Wczoraj, dzień po wygranych wyborach, Michałek o wymownej godzinie 19:20 (rok powstania Ruchu) powitał kibiców Ruchu pod magistratem. W tym samym miejscu, gdzie wielokrotnie zapraszał ludzi, by walczyć o stadion. Teraz przyszli posłuchać jego. Obiecał walczyć o realizację marzenia, które zawiodło go do wyborczej walki.
"Będziemy od początku pracowali nad tym, żeby pozyskać środki z Ministerstwa Sportu i Turystyki, dlatego bardzo zależałoby mi na spotkaniu z ministrem Sławomirem Nitrasem. W zależności od tego, czy będzie wyrażał zgodę na finansowanie, czy nie, będziemy podejmowali dalsze kroki. Jeżeli tak, będzie to prostsze i szybsze. Jeżeli nie, to będziemy to robili własnym sumptem i trochę dłużej to potrwa" – mówił Michałek, cytowany przez portal chorzowski.pl.
Jak Kotala latami stadion obiecywał
Przypomnijmy, że Andrzej Kotala przez trzy kadencje obiecywał inwestycję w arenę Ruchu. Szedł do wyborów samorządowych 2010 z hasłem budowy nowego stadionu. Kibice mu uwierzyli i zagłosowali, a on po wyborach zmienił koncepcję, chcąc przeprowadzki Niebieskich na wielki Stadion Śląski. Ten plan zniweczyły wysokie koszty najmu giganta i katastrofa budowlana przy przebudowie Kotła Czarownic. Trzeba było grać na Cichej, a fani chcieli tam nowej infrastruktury. Przeprowadzono konkurs, pod koniec 2013 roku powstała koncepcja architektoniczna areny na 12 tys. miejsc, z opcją szybkiego powiększenia do 16 tysięcy.
Plan nowego stadionu bardzo się przydał w kampanii wyborczej 2014, Kotala znów pokazywał wizualizacje i snuł plany. Ale i tym razem nic z tego nie wynikło. W kampanii 2018 stadion ponownie rysował się na horyzoncie, przeprowadzono pierwsze przetargi, a jeszcze cztery miesiące po wyborach Kotala obiecywał: "Przewidujemy, że wyłonimy wykonawcę w terminie nie dłuższym niż pół roku od daty ogłoszenia przetargu". I tylko przetargu nigdy nie ogłosił. A kilka miesięcy później – gdy kibice protestowali już na rynku i pod jego domem – przyznał, że w kasie miejskiej nie ma pieniędzy na inwestycję.
Chorzów był o włos od straty uzyskanego już pozwolenia na budowę przez zaniechania prezydenta. Tak się nie stało, ale znalazły się kolejne powody, by nie budować: pandemia, brak dofinansowania rządowego, później konflikt rządu PiS z samorządami. Prezydent zawsze miał wymówkę i tylko kibice robili składki, by ratować coraz bardziej podupadły stadion. Latem 2020 remontowali z własnych środków zabytkową główną trybunę, by nie było wstydu zapraszać VIP-ów.
To nie tak, że Kotala jest wszystkiemu winien. Pandemia, galopująca inflacja czy kosztowne zmiany systemu podatkowego bardzo poważnie wpływały na możliwości 100-tysięcznego miasta. Wcześniej na drodze stawały choćby sprzeciw radnych (koniec 2013 roku) czy konieczność ratowania upadającego Ruchu miejskimi środkami (2016), która i tak tylko przedłużyła agonię będącą dziś – na szczęście – wspomnieniem.
Tyle że przez ponad dekadę cała Polska budowała stadiony, a w Chorzowie nie udało się wbić jednej łopaty. Wraz z odkładaniem koszty inwestycji wzrosły lawinowo. Z ok. 96 milionów szacowanych w 2013 do 250 milionów w 2023 roku za ten sam projekt. Tym więcej waży pytanie, czy stadion powstanie.