Legia Warszawa zakończyła w czwartek rozgrywki w 2024 roku i dziś Goncalo Feio spokojnie spędza czas w Liverpoolu, oglądając mecz Everton-Chelsea. Za to w Warszawie coraz głośniejsze są echa sytuacji po przegranym meczu z Djurgardens w Sztokholmie.
Najpierw była konferencja
Pierwszy sygnał dała konferencja prasowa trenera, podczas której mówił nie tylko o meczu, ale i kwestiach kadrowych. Powiedział nie tylko, że nie spodziewa się wielu zmian, ale też, że "na razie nie dostałem żadnego wystarczająco dobrego nazwiska, które mogłoby wzmocnić zespół".
Powszechnie odczytano to jako uderzenie w krytykowanego dyrektora sportowego Legii, Jacka Zielińskiego. Roman Kołtoń w programie Prawda Futbolu potwierdził, że Feio nie widzi miejsca w kadrze dla Nsame, Goncalvesa i Alfareli, a wszyscy trzej to świeże, letnie transfery Legii.
Choć Zieliński jako dyrektor ma fatalne notowania u dziennikarzy i kibiców, to jego wygasająca wkrótce umowa ma zostać przedłużona. Oficjalnego potwierdzenia jeszcze nie ma.
Później wyszły wydarzenia z szatni
Weekend upływa pod znakiem doniesień ze strefy zamkniętej dla mediów i kibiców: z szatni. Tomasz Włodarczyk i Roman Kołtoń to dziennikarze, którzy potwierdzili relacje o ostrym spięciu między Goncalo Feio a Dariuszem Mioduskim. Właściciel klubu po porażce z Djurgardens pojawił się w szatni, by podziękować drużynie za udaną rundę jesienną.
Portugalski trener skonfrontował się z nim i wysunął mocne oskarżenia. Poszło o brak wzmocnień, ale i o kwestie związane z rozegranym właśnie pojedynkiem – brak odpowiednio mocnego sprzeciwu Legii na decyzje sędziowskie (choćby nieuznane trafienie Guala) czy problem zadymienia stadionu. Choć Feio sam przyznał podczas konferencji, że nie znał procedur w takich sytuacjach, to miał pretensje, że klub nie interweniował.
Dariusz Mioduski nie dał się poznać jako człowiek impulsywny – w odróżnieniu od wybuchowego Feio – dlatego trudno ocenić, jaki wpływ sytuacja może mieć na bezpieczeństwo posady Portugalczyka. Bronią go wyniki na wszystkich trzech frontach, ale (tu znów przechodzimy do relacji Romana Kołtonia) trener nie ma pełnego poparcia w szatni. O ile jego metody czy zaangażowanie nie są kwestionowane, o tyle problem braku kontroli nad emocjami ma budzić obawy.