Urban przejął kadrę w trudnym momencie po rezygnacji Michała Probierza.
"Nie mogę mieć żalu do losu, nie mogę narzekać, chodzić ze zwieszoną głową. Kibice, których spotykam są świadomi, że nie ma nie wiadomo jakiego wyboru. Ale to się szybko może zmienić i za dwa miesiące wszyscy będą grali i to w niezłych klubach. Holandia ma stabilny skład, z drobnymi zmianami, które chce zrobić trener, a nie musi" – dodał.
Zaznaczył, że więcej czasu na pracę będzie w sytuacji wywalczenia awansu do turnieju finałowego MŚ.
Kadrowicze zebrali się w Katowicach w poniedziałek, a w środę polecą do Holandii.
"W ogóle nie zaprzątam sobie głowy brakiem sparingu. To byłby luksus. Przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest. Chciałbym mieć ze trzy normalne treningi, a nie mecz – regeneracja - aktywacja - mecz. A tak będzie" – wskazał.
Przyznał, że największą różnicą między pracy w klubie i kadrze jest życie na walizkach.
"Ale wszyscy w PZPN wiedzą, gdzie jestem, co robię. Spotkam się ze sztabem co tydzień w poniedziałek i wtorek, potem jeżdżę na mecze. No i były jeszcze te słynne „rozmowy o opasce". Oczywiście, jeśli będzie mi dany czas, to tu też sobie później poukładam" - powiedział.
Jego zdaniem ostatnie zmiany klubów wśród kadrowiczów dają im zastrzyk pozytywnej energii.
"Widać to choćby po Jakubie Kiwiorze - powietrze z niego zeszło. Grał mało, ale w Arsenalu. To nie przeszkadza, ale do pewnego momentu, jeśli jesteś ambitny i chcesz grać. Już wystarczyło u niego bycia rezerwowym. Dla klubu czasem to wygodne mieć takiego zmiennika" – wyjaśnił.
Obrońca przeniósł się do FC Porto, gdzie jego klubowym kolegą będzie partner z kadry Jan Bednarek. Zdaniem selekcjonera to bardzo dobre rozwiązanie.
Nie ukrywał, że początek jego pracy latem był trudny, bowiem trwały okresy przygotowawcze i nie mógł oglądać kandydatów do gry w trakcie meczów ligowych.

"Ja od siebie wymagam, abyśmy zrobili to, co możliwe w tak krótkim czasie, aby zespół wyglądał jak najlepiej. Decyzja, jak zagrać przeciwko Holandii jest niełatwa. Wiemy, że kluczowe będzie spotkanie z Finami, ale gdyby nie niespodzianki, nie byłoby pełnych trybun. My też nieraz byliśmy faworytem, ale nie wygraliśmy. Może dostaniemy cięgi, ale może nie"? – powiedział.
Zaznaczył, że słowa zawodników o tym, że dadzą z siebie wszystko wymagają potwierdzenia tego na boisku.
"Żeby to zrobić, musisz być przygotowany fizyczne, w rytmie meczowym, by wejść na swój najlepszy poziom. Robert Lewandowski wraca po zawirowaniach i na pewno chce się pokazać z jak najlepszej strony. Piotr Zieliński od dawna jest głodny gry. Tak samo Zalewski, nie mówiąc o Kiwiorze" – ocenił.
Przypomniał, że w czasach kariery w Hiszpanii wielokrotnie grał przeciwko obecnemu szkoleniowcowi Holendrów Ronaldowi Koemanowi, który występował w Barcelonie.
"Szczegółów nie pamiętam, ale na pewno parę razy go minąłem. Z drugiej strony, miał „walnięcie”, doskonały przerzut piłki" – zaznaczył.
Obsługa katowickiego hotelu „Monopol” na życzenie sztabu szkoleniowego przygotowała osłoniętą salę do odpraw.
"Nazywamy go bunkrem i... siedzimy tam niemal cały czas. To normalne, bo czas jest krótki, jesteśmy „świeżakami”, a spraw jest mnóstwo. Nie spałem w nocy z poniedziałku na wtorek dobrze. Myślałem nad składem, nad tym, kto ile wytrzyma" – dodał.
Przyznał, że czuje sentyment do chorzowskiego stadionu, gdzie jako piłkarz awansował do MŚ w Meksyku (remis z Belgią 0:0 we wrześniu 1985 roku).
"To jest już zupełnie inny, elegancki, bardzo ładny, wielofunkcyjny obiekt, nieporównywalny z tym dawnym. Inny jest komfort oglądania" – wyjaśnił autor hat-tricka na stadionie Realu Madryt w barwach Osasuny Pampeluna.
Trzech goli na Santiago Bernabeu nie zdobył nawet Lewandowski.
"Wolałbym osiągnąć tyle co on, niż mieć tego hat-tricka. Ale chociaż to zostało. Kiedyś Robert strzelił tam dwie bramki, nie ukrywam, że... byłem zadowolony" – zakończył ze śmiechem selekcjoner.