Piłkarska reprezentacja Ukrainy swoje domowe mecze musi rozgrywać poza krajem ze względu na wojnę. Pierwszy raz do Wrocławia zawitała niemal równo dwa lata temu, kiedy zmierzyła się na Tarczyński Arenie z Anglią w ramach eliminacji mistrzostw Europy i zremisowała 1:1. Pół roku później niebiesko-żółci w barażach Euro 2024 ograli w stolicy Dolnego Śląska Islandię 2:1, a w październiku 2024 roku w Lidze Narodów zremisowali z Czechami 1:1.
Teoretycznie teraz przed Ukrainą najtrudniejsze zadanie z dotychczasowych, bo zmierzą się z Francją, czyli aktualnymi wicemistrzami świata. Trójkolorowi do Polski przyjadą a bardzo mocnym składzie. Na boisko we Wrocławiu mogą wybiec m.in. Kylian Mbappe z Realu Madryt, Ousmane Dembele z PSG, Marcus Thuram z Interu Mediolan czy Ibrahima Konate z Liverpool FC i jeszcze wielu innych piłkarzy z czołowych klubów Europy.

"Istnieje szansa, że będzie komplet widzów na stadionie. Nie ma się jednak co dziwić, skoro przyjedzie jedna z najlepszych drużyn na świecie, pełna gwiazd. Dla nas, jako stadionu, to też duże wydarzenie gościć tej klasy piłkarzy" – przyznał Janiszewski.
Dla samego stadionu przygotowania do meczów Ukrainy niewiele się różnią od spotkań reprezentacji Polski.
"Mecz jest w piątek, a więc w środę oddajemy stadion formalnym gospodarzom. Ale nie do końca to jest tak, że nas nie ma na obiekcie. Są nasi hydraulicy, elektrycy i cała obsługa techniczna, bo nikt nie zna stadionu, tak jak my. Trzeba umieć taki obiekt obsługiwać i my wiemy najlepiej, jak to robić. Cały czas też nasi pracownicy będą zajmować się murawą i przygotują boisko do rozegrania meczu" – wyjaśnił Janiszewski.
Mecz Ukrainy z Francją nie będzie pierwszym, kiedy stadion we Wrocławiu będzie gościł czołowych piłkarzy Europy. Stolica Dolnego Śląska gościła Euro 2012, grała też tam reprezentacja Polski, a w maju tego roku został rozegrany finał Ligi Konferencji, w którym Chelsea zmierzyła się z Betisem.