Trudno było znaleźć bardziej wyrównaną parę na tym etapie kwalifikacji Ligi Europy. Legia była wprawdzie minimalnym faworytem i sprzyjało jej rozgrywanie rewanżu u siebie, ale nawet rozczarowujący start sezonu nie pozwalał skreślać Banika.
Sprawdź szczegóły meczu Banik Ostrava – Legia Warszawa
W pierwszej połowie odpowiedział Kapustka
Gospodarze szybko pokazali zresztą, że trzeba się z nimi liczyć. W mniej niż pół minuty Erik Prekop obił poprzeczkę strzałem z prawie zerowego kąta. Ostatecznie pierwsze 10 minut upłynęło na wzajemnym testowaniu się – po dwa niecelne strzały każdej z drużyn nie zmusiły bramkarzy do interwencji.
Gdy wreszcie celne uderzenie przyszło, Chachari mieli co świętować. Chwilę po kolejnej nieudanej akcji Legii ruszył atak Banika, w którym Matej Sin doskonale zatrzymał piłkę w polu karnym, przeczekał wślizg Augustyniaka, po czym zawinął piłkę poza zasięgiem Tobiasza.
Gospodarze coraz szybciej i łatwiej dochodzili do kolejnych sytuacji. Zanim Wojskowi zdołali wyprowadzić cios, kibiców Banika zmartwiła kontuzja Filipa Kubali, za którego wszedł Ewerton, początkowo posadzony na ławce w związku z możliwym transferem. Wymuszona przerwa pozwoliła Legii przejąć inicjatywę i coraz częściej zapuszczać się w tercję Czechów.
Wreszcie, tuż po wejściu w trzeci kwadrans pierwszej połowy udało się zrealizować cel: Paweł Wszołek wycofał piłkę do Bartosza Kapustki, a ten strzałem tuż zza pola karnego zdołał pokonać Dominika Holca, z dużym udziałem samego bramkarza. Już do przerwy Wojskowi byli wyraźnie lepsi, a kolejnych sytuacji nie wykorzystywali kolejno Szkuryn, Chodyna i Wszołek, którego niecelna główka w doliczonym czasie była ostatnim ważnym akcentem przed gwizdkiem.
W drugiej remis dał Nsame
Niewiele brakowało, a druga połowa zaczęłaby się jak marzenie Legii… gdyby tylko Chodyna zdołał dojść do strzału sam na sam po minucie od wznowienia. Dla równowagi, po 53 minutach meczu niesamowite szczęście mieli warszawiacy, gdy Buchta oddał dwa strzały. Pierwszy zablokowany, drugi skończył na słupku bramki Tobiasza.
Wprowadzenie Nsame za Szkuryna szybko dało pierwszy efekt, gdy jego pierwsze uderzenie po rykoszecie od obrońcy przeleciało nad poprzeczką. Niestety, pokazujący się od dłuższego czasu Michal Frydrych wykorzystał stratę Elitima i były piłkarz Wisły Kraków uderzeniem po ziemi przywrócił prowadzenie Banika po 20 minutach drugiej połowy.
W ostatni kwadrans Legia weszła atakami na bramkę Holca, ale na jego błędy nie można było już liczyć. Zgasił odbite uderzenie Elitima, nie pomylił się przy zatrzymaniu piłki od Vinagre’a, za to wprowadzony na ostatnie minuty Patrick Kpozo o mało nie zaliczył asysty przy kolejnym wyjściu Frydrycha do ataku. Wydawało się, że przy skomasowanej obronie Banika nic już Wojskowym nie wejdzie.
Pozycyjny atak oznaczał szukanie dziur, których nie było. A jednak się udało: w 88. minucie Elitim z lewej stronie wrzucił przed bramkę, a tam Jean-Pierre Nsame głową pokonał Holca na 2:2. W doliczony czas Legia weszła ofensywnie, tyle że wkrótce rzut wolny pozwolił Czechom wyprowadzić wyjątkowo groźny atak. Ponownie Frydrych umieścił piłkę w siatce - tym razem głową - ale ryk radości ucięła chorągiewka liniowego: spalony i tylko remis!
