Honorowy remis w Belgradzie i nieco wstydliwy remis w Kielcach – to ostatnie mecze Kolejorza przed wielkim testem przeciwko KRC Genk. Choć mniej znani od Crvenej zvezdy, rywale z Belgii byli faworytami dwumeczu i na Bułgarskiej gospodarze musieli pokazać swoją wartość.
Sprawdź szczegóły meczu Lech – Genk
Na pierwszego gola odpowiedzieli
Poznaniacy starali się pokazać z jak najlepszej stroni, wchodząc w mecz szybko i aktywnie, już w 6. minucie Mikael Ishak ustrzelił boczną siatkę, a chwilę później Luis Palma został zablokowany. Jeśli początek wyglądał obiecująco, to potem było już tylko gorzej. W 10. minucie Sor zszedł z lewej z piłką, Mrozek zatrzymał pierwszy strzał El Ouahdiego, ale Marokańczyk dograł jeszcze do Hrosovsky’ego, a ten otworzył wynik strzałem pod słupek.
Błyskawicznie wróciły demony w defensywie, gdzie niepewność zdawała się wpływać na każde zagranie. Akcja gości zaczęła się od błędu Alexa Douglasa i jedynym pocieszeniem był fakt, że Genk również popełniał błędy. Jeden z nich w 19. minucie otworzył drogę Lechowi do wyrównania. Ishak odegrał na granicy szesnastki do Jagiełły, a ten po ziemi zmieścił piłkę przy dalszym słupku. Symptom zmiany dynamiki? Niestety nie, Hyeon-Gyu Oh już dwie minuty później obił słupek.
Genk odebrał nadzieję po zbyt wielu błędach
Z kolei w 24. minucie z kontuzją musiał zejść Antonio Milić i zanim sztab zdążył wprowadzić zmiennika, Belgowie wrócili na prowadzenie. Skrzypczak spóźnił się z asekuracją i Hrosovsky miał już dublet po świetnym prostopadłym dograniu Steuckersa. Zanim minęło pół godziny, Mrozek ratował skórę kolegom kolejnym wybiciem, ale w 33. minucie nie zdążył. Po rzucie rożnym piłka znalazła Bryana Heynena na bliższym słupku i huknął pod poprzeczkę.
Kolejorz był w tym momencie w kompletnej rozsypce – w defensywie nie działało nic i sytuacja stawała się niemal katastrofalna, gdy w 35. minucie Douglas sfaulował Oha w polu karnym. Koreańczyk sam chciał wykonać wyrok, ale Mrozek zatrzymał jego strzał, a potem też dobitkę! To powinien być moment nadziei, tyle że już pięć minut później Oh miał swojego gola po kolejnym rajdzie Sora lewą stroną. Do przerwy 1:4.
Nic z działań Nielsa Frederiksena nie dawało efektu. Przykład: fatalny Alex Douglas został zdjęty w przerwie, a wprowadzony za niego Michał Gurgul niemal natychmiast stał się autorem gola samobójczego, gdy próbował zgrywać ciałem do bramkarza. Do celnych strzałów dochodzili Bengtsson i Ishak, ale nie zagrozili Lawalowi. Za to Mrozek musiał wciąż pracować na wysokich obrotach, gdy strzelał El Ouahdi.
Dopiero po godzinie Joao Moutinho wymusił doskonałą paradę na Lawalu. Poznaniacy weszli w ostatnie pół godziny już z inicjatywą po swojej stronie, choć Genk najzwyczajniej forsować tempa już nie musiał. Tworzyli mniej, ale to Belgowie byli bliżsi kolejnego gola, gdy Oh na kwadrans przed końcem wymusił kolejną interwencję na Mrozku. Stratę mógł zmniejszyć w 86. minucie Fiabema, tyle że doszedł do świetnej sytuacji... i nie strzelił. Po drugiej stronie zmiennik Konstantinos Karetsas siał postrach i słał kolejne piłki w stronę Mrozka przy pustoszejących już trybunachh. Rewanż? Dla tak grającego Genku i przy tak bezradnym Lechu musi być formalnością.
