Już przed meczem fani Arminii nie zostawili złudzeń: piłkarze stracili ich zaufanie. Nastroje wśród 24 tysięcy widzów były początkowo wrogie i skierowane przeciwko własnej jedenastce. "My jesteśmy Arminia, a wy nie!" brzmiała przyśpiewka, która rozbrzmiewała podczas rozgrzewki zawodników. Kiedy wyczytano skład drużyny, rozległ się chór gwizdów.
Trener Uwe Koschinat, którego przyszłość jest niepewna, wprowadził pięciu nowych graczy na drugi mecz barażowy. Liczył na "świeże siły". Cel to nie tylko walka o ligowy byt, ale i odzyskanie zaufania kibiców. Podkreślał to w rozmowie z Sat.1.
Szybkie prowadzenie po błędzie bramkarza Floriana Stritzela wydawało się początkiem odrabiania strat z porażki 0:4 na wyjeździe. Bielefeld pozostawał w grze, Oliver Hüsing uderzył głową w poprzeczkę. Ale po kontrataku na 1:1 ostatnia wiara zniknęła, atmosfera szybko stała się niesamowicie cicha. "Oprócz Fabiego, wszyscy możecie odejść" - śpiewali kibice w końcowej fazie pierwszej połowy, tylko kapitanowi drużyny i strzelcowi gola okazując wyrozumiałość.
W drugiej połowie 16-letni napastnik Henrik Koch dał przebłysk możliwej lepszej przyszłości Arminii w swoim profesjonalnym debiucie. Ale to, czy nowemu dyrektorowi sportowemu Michaelowi Mutzelowi uda się go zatrzymać, jest tak samo niepewne, jak wiele innych rzeczy. Jeszcze rok temu z niewielkim okładem Arminia grała w Bundeslidze, teraz spada na ostatni centralny szczebel rozgrywek.