Thunder to nie tylko aktualni mistrzowie, ale również najlepsza drużyna obecnego sezonu, która doznała dopiero drugiej porażki. Na koncie ma też 24 zwycięstwa.
Spurs z bilansem 18-7 są na czwartym miejscu w Konferencji Zachodniej i początkowo nic nie zapowiadało, że uda im się sprawić niespodziankę. Thunder zaczęli mecz bardzo dobrze i w drugiej kwarcie ich przewaga wynosiła już 16 punktów.
Po 12-meczowej przerwie spowodowanej kontuzją łydki do kadry Teksańczyków wrócił Victor Wembanyama. Francuz zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, ale gdy tylko wchodził na parkiet, Spurs zmniejszali stratę. Ostatecznie po pierwszej połowie przegrywali już tylko 46:49.
W drugiej połowie mecz był zacięty, a żadnej ze stron nie udawało się uciec na więcej niż sześć punktów. Thunder po raz ostatni prowadzili (101:100) na 2.55 przed ostatnią syreną. Następnie trafił Wembanyama, a po kolejnych akcjach Spurs wygrywali 105:101. Skutecznie wykonując rzuty wolne, obronili przewagę.
Aż czterech zawodników Spurs miało więcej niż 20 punktów. Najwięcej Devin Vassell – 23, a Wembanyama, De'Aaron Fox i Stephon Castle – po 22.
Po raz drugi z rzędu całe spotkanie na ławce rezerwowych przesiedział broniący barw ekipy z San Antonio reprezentant Polski Jeremy Sochan.
Liderem Thunder tradycyjnie był Shai Gilgeous-Alexander. Tym razem zdobył 29 punktów i do 97 przedłużył serię meczów z dorobkiem co najmniej 20 pkt. Dłuższą serię miał tylko nieżyjący już gwiazdor NBA z lat 60. i 70. XX wieku Wilt Chamberlain – 126.
Natomiast Knicks do wygranej z Magic poprowadził Jalen Brunson, uzyskując 40 pkt. To jego czwarte z rzędu spotkanie z minimum 30 punktami. W pokonanym zespole najwięcej – 26 – miał Jalen Suggs.
Atrakcją NBA Cup, rozgrywek odbywających się w trakcie sezonu, z wynikami zaliczanymi do klasyfikacji (oprócz finału), jest m.in. dodatkowa nagroda w wysokości 500 tys. dolarów, jaką otrzymuje każdy zawodnik zespołu, który zwycięży w decydującym spotkaniu.
