Syn byłego reprezentanta kraju Jacka Łączyńskiego, podkreślił, że mimo upływającego czasu czuję się gotowy na wyzwanie, jakim jest europejski czempionat.
"Wiek to tylko liczba. Zdecydowanie się nie czuję jak weteran i moje ciało pokazuje, że spokojnie mogę grać na najwyższych poziomie. Długo się nie zastanawiałem, mistrzostwa w Polsce to jednak okazja raz na kilkanaście lat, a dla mnie może to być ostatnia tak ważna impreza w karierze. Chcę w niej zaistnieć w jakimkolwiek wymiarze czasowym i dać drużynie "maksa” z tego, co mogę" – powiedział PAP.
Rozgrywający rozegrał w ekstraklasie 511 meczów, najwięcej w Anwilu Włocławek, w którym występował w latach 2015-2019 oraz od 2021 roku do końca minionego sezonu. Z klubem z Włocławka sięgnął po dwa mistrzostwa Polski (2018 i 2019), gdy trenerem był Igor Milicic, triumfował ponadto w Pucharze Europy FIBA (2023, trener Przemysław Frasunkiewicz).
Po dwóch złotych medalach MP Milicic, obecny trener kadry, zrezygnował z jego usług i zawodnik przeniósł się do Śląska Wrocław. Koszykarz przyznał, że przed zgrupowaniem reprezentacji wyjaśnili sobie wszystkie sprawy ze szkoleniowcem, by „zaszłości” nie wpływały na obecne relacje w reprezentacji.
"Odbyliśmy rozmowę, która powinna odbyć się już dawno, dawno temu. Oczyściliśmy atmosferę. Czas koi rany. Przepracowałem sobie także sam pewne sprawy. Patrzę na tamtą sytuację inaczej niż wtedy, gdy miałem 29 lat. Rozumiem argumenty trenera".
"Filozofia koszykarska Igora zawsze mi odpowiadała. Szybko złapałem system gry. Mam wytyczone zadania, z których, mam nadzieję, wywiązywałem się w sparingach. Mistrzostwa będą na pewno pamiątką na całe życie" – dodał zawodnik, który uczestniczył w eliminacjach Eurobasketu 2015, ale ostatecznie trener Mike Taylor nie zabrał go na turniej do Francji.
Łączyński pod koniec sezonu ligowego doznał urazu mięśnia dwugłowego uda i nie grał w decydujących meczach play off (Anwil przegrał bez niego w półfinale z Legią Warszawa 0-3). Miał więc pewne obawy, jak jego organizm po rehabilitacji zniesie duże obciążenia treningowe.
"Na początku było trochę obaw zdrowotnych, bo zaczęliśmy w Krakowie "z wysokiego C”. W pierwszych dniach noga bolała, ale udało się ten okres przetrwać z pomocą fizjoterapeutów. Potem już o niej zapomniałem. Byle zdrowie dopisywało do końca turnieju" – podkreślił.
Przy podejmowaniu decyzji o powrocie do reprezentacji miał pełne wsparcie najbliższych, choć na początku najmniej entuzjazmu wobec pomysłu wyrażał tata - Jacek Łączyński.
"Znowu były niepełne wakacje…, ale tak czy inaczej czułem wsparcie najbliższych z każdej strony. Tata był największym przeciwnikiem. Uważał, że powinienem wykurować się spokojnie i dobrze przygotować w wakacje do nowego sezonu w nowym klubie (Arce Gdynia – PAP). Przedstawiłem mu swoje argumenty i szybko zmienił zdanie, tym bardziej, że sam jako koszykarz nie miał takiej możliwości, by grać w mistrzostwach Europy, i to przed własną publicznością" – zdradził rodzinne tajemnice.
36-letni koszykarz, który w reprezentacji rozegrał 47 spotkań i zdobył 123 punkty, zdaje sobie sprawę, że nie będzie jej podstawowym zawodnikiem, jakim jest w klubie, ale nie stanowi to dla niego problemu.
"Nie mam żadnego problemu z zaakceptowaniem tego. Jak będę mógł zagrać kilka minut w każdym meczu i wesprzeć kolegów, będzie ok. Nawet bycie tylko "ręcznikowym” (rezerwowi podają często schodzącym zawodnikom ręczniki – PAP) nie będzie dla mnie straszne. Nie jest mi to obce po doświadczeniach na mistrzostwach świata w Chinach. Ważne, że będę częścią drużyny" – dodał.
Zdaniem doświadczonego rozgrywającego naturalizowany Amerykanin Jordan Loyd, który zastąpił w kadrze A.J. Slaughtera (występował w reprezentacji w latach 2015-2022) szybko zaadaptował się w zespole, nie tylko za sprawą umiejętności, ale i charakteru.
"Jordan bardzo szybko wkomponował się w zespół, także dlatego, że jest osobą kontaktową. A J. był także super gościem, ale bardziej „wyizolowanym”, chociaż jak już się coś działo, był turniej, to był na sto procent z drużyną. Jordan dużo z nami rozmawia, jest ciekawy nie tylko polskiej ligi, ale życia w naszym kraju. Pyta się, co można u nas ciekawego zobaczyć. Nawet w Helsinkach była taka sytuacja, że siedzieliśmy w większym gronie i Jordan zadzwonił, zapytał gdzie jesteśmy i czy może dołączyć. Znalazł wspólny język i ze starszymi, i z młodszymi" – podkreślił.
Dwukrotny mistrz Polski i najlepszy gracz finałów ekstraklasy (MVP) w 2018 roku porównał także umiejętności koszykarskie obydwu Amerykanów.
"A.J. był typową "jedynką” lubiącą kreować akcje, trzymać piłkę, ale i zdobywać punkty. Jordan to jednak gość z większą swobodą gry bez piłki, typowy strzelec, który szuka miejsca po zasłonach, ale wiadomo, że będzie też występował jako prowadzący grę" – ocenił.
Polacy wygrali trzy z pięciu sparingów, doznając w ostatnich dwóch wysokich porażek z Finlandią (88:97 w Sosnowcu i 87:106 w Espoo). Łączyński przyznał, że defensywa nie funkcjonowała jak należy, i będą nad tym pracować na ostatnich treningach w Katowicach przed ME.
"To jasne, że nikt nie chce tracić 90 punktów i więcej, bo to oznacza, że musisz "przerzucić” punktowo rywala. To nie była defensywa, z której sami byliśmy zadowoleni. Naszym celem jest zatrzymanie rywala na 75-80 punktach. Akurat Finlandia gra inaczej niż Słowenia. Nasza obrona szykowana jest na bardziej "ustawianą” koszykówkę".
"Zdecydowanie lepiej musimy powalczyć na desce o zbiórki. A to jest element łatwy do poprawienia, bo zależy od większej determinacji, a nie umiejętności. Nie możemy uciekać od kontaktu z przeciwnikiem" – podkreślił.
W pierwszym meczu w katowickim Spodku Polacy zmierzą się ze Słoweńcami, których sensacyjnie pokonali w ćwierćfinale ME 2022 w Berlinie (90:87), zatrzymując ich gwiazdę Lukę Doncica na 14 pkt.
"Myślę, że to będzie najważniejszy pojedynek w grupie. Wiara jest kluczem do zwycięstwa. Wiemy, że potrafimy grać i że udany mecz ze Słowenią otworzy możliwości w kolejnych spotkaniach" – dodał.
Co czuje na kilkadziesiąt godzin przed debiutem w mistrzostwach Europy przed polską publicznością?.
"Ekscytacja! Nie mogę doczekać się już pierwszego podrzutu piłki na środku boiska. Zostało tak niewiele czasu" - odpowiedział.