Niemal komplet publiczności (8998 widzów) oglądał w katowickim Spodku ciekawy, wyrównany mecz z happy endem dla Polski. Biało-czerwoni ponownie, tak jak w poprzednich ME trzy lata temu, pokonali rywali, niesieni dopingiem fanów przez 40 minut. Każde dojście koszykarzy z Izraela do piłki było kwitowane gwizdami, czego w meczu ze Słoweńcami nie było. Podczas hymnu Izraela także rozlegały się gwizdy i buczenie.
Sprawdź szczegóły meczu Polska - Izrael
Biało-czerwoni rozpoczęli w identycznym składzie, jak przeciw Słowenii: z kapitanem Mateuszem Ponitką, naturalizowanym Amerykaninem Jordanem Loydem, Andrzejem Plutą, Michałem Sokołowskim i Aleksandrem Balcerowskim. W pierwszej piątce rywali był Deni Avdija z Portland Trail Balzers, do którego od razu "przykleił się" Sokołowski, który tak skutecznie uprzykrzał wcześniej życie Luce Doncicowi z LA Lakers.
Avdija do przerwy uzyskał tylko pięć punktów, ale więcej problemów sprawiał podopiecznym trenera Igora Milicica Tomer Ginat (10 pkt). To jednak biało-czerwoni kontrolowali gre i prowadzili praktycznie cały czas. Remis był tylko raz - 12:12 - pod koniec pierwszej kwarty.
Balcerowski pod koszem przegrywał pojedynki z rywalami, ale bardzo dobrą zmianę dał Dominik Olejniczak, który po dwóch kwartach miał na koncie osiem punktów i siedem zbiórek, a przede wszystkim wiele udanych akcji w defensywie. Kwintesencją jego gry była wymiana podań z kapitanem Ponitką i choć było już blisko straty, to 29-letni środkowy z Torunia uratował piłkę, oddał w ręce Ponitki, a ten z rogu boiska trafił.
W 15. minucie po kontrze kapitana reprezentacji Polski było 30:22, a za chwilę po markowej akcji Andrzeja Pluty 32:22. Wynik po 20 minutach ustalił Loyd, trafiając zza linii 6,75 m i Polska prowadziła 37:26.
Trzecią kwartę rozpoczął Pluta od „trójki" i Polska wygrywała najwyższą różnicą - 14 pkt (40:26), ale błyskawicznie odpowiedział Avdija. Chwilę później trener Milicic przeżył chwilę grozy, gdy Sokołowski natychmiast domagał się zmiany wskazując na stopę, z którą miał problem przez kilka miesięcy, na przełomie 2024 i 2025 r. Skrzydłowy zszedł z parkietu, zdjął but, a fizjoterapeuci zaczęli dokładać mu na stopę kolejne warstwy usztywniającego bandaża. Nie minęły dwie minuty i najlepszy defensor biało-czerwonych wrócił na parkiet.
W czasie jego nieobecności podopieczni trenera Ariela Beit-Halahmiego zmniejszyli straty do pięciu punktów (35:40). Emocje były tak wielkie, że nawet trener Milicic zachęcał z boiska kibiców do aktywniejszego dopingu machając rękoma, choć fani nie ustawali w skandowaniu „Hej Polska kosz”, „Kto nie skacze ten z Izraela”, czy nazwisk polskich koszykarzy, gdy ci popisywali się udanymi akcjami, czy wykonywali rzuty wolne.
Końcówka tej części należała do Izraelczyków, którzy grali konsekwentnie, a Avdija nie mylił się w rzutach z dystansu. Po jego akcjach - rzucie zza linii 6,75 m i kontrataku - Polacy stracili prowadzenie pierwszy raz w meczu i przegrywali 48:49 w 29. minucie. Po trzech kwartach było 48:51, bo tę część spotkania zespół trenera Milicica przegrał aż 11:25.
Kapitan Ponitka poderwał zespół do walki dwoma akcjami w pierwszej minucie ostatniej części - najpierw ratując piłkę przed wypadnięciem na aut wskoczył na stolik sędziowski, a potem wrócił na parkiet i zdobył trzy punkty. W kolejnej akcji piłkę przechwycił Pluta, pobiegł na kosz - rzut nie wpadł, ale tyły akcji zabezpieczał Ponitka, który dobił piłkę. Biało-czerwoni prowadzili 53:51. Koszykarze walczyli o każdą piłkę i skrawek parkietu, a do zbiórek w defensywie wyskakiwali nawet najniżsi w polskim zespole Pluta, Loyd i Przemysław Żołnierewicz.
W 34. minucie był remis 53:53. Po dwóch rzutach zza linii 6,75 m Loyda i Sokołowskiego było 59:55, ale Izraelczycy potrafili i te przewagę zniwelować, a nawet uzyskać prowadzenie 64:62 na minutę i 12 sekund przed końcem po rzucie za trzy punkty Khadeena Carringtona. Ostatnie słowo należało do niesamowitego Loyda. Amerykanin z AS Monaco przebiegł z piłką niemal całe boisko, minął jak tyczki trzech obrońców przeciwnika i z wejścia pod kosz zdobył punkty, doprowadzając do remisu 64:64. Po niecelnej akcji Avdiji piłkę zebrał Ponitka i ta trafiła znowu do Loyda. Nie trafił, ale zebrał pod koszem piłkę i dobił ją, gdy zegar wskazywał 13,1 s do końca spotkania, a tablica wynik 66:64.
Ostatnią akcje Izraelczyków Polacy obronili - Sokołowski sfaulował co prawda Avdiję, ale biało-czerwoni mieli zapas fauli. Avdija jeszcze raz próbował rzutem za trzy punkty odwrócić losu meczu, ale piłka odbiła się od obręczy i złapał ją Balcerowski. Upadł na parkiet, ale nie wypuścił jej z rąk i wtedy zabrzmiała końcowa syrena. Polacy podnieśli ręce w geście zwycięstwa, a kibice oszaleli ze szczęścia. Druga wygrana w grupie stała się faktem. Loyd oprócz 27 pkt miał sześć zbiórek i cztery asysty i został wybrany najlepszym graczem meczu. Przez kilka minut publiczność w Spodku skandowała "MVP, MVP". Amerykanin został wyściskany przez kolegów i trenerów.
Polacy wygrali 40:33 walkę pod tablicami, która była - jak mówili zawodnicy przed spotkaniem - kluczem do zwycięstwa.